Alegoria Przygody

 

 Alegoria Przygody

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Rejeł

Rejeł

Liczba postów : 6
Join date : 21/10/2019

Alegoria Przygody Empty
PisanieTemat: Alegoria Przygody   Alegoria Przygody EmptyPon Paź 21, 2019 5:59 pm

Rejeł napisał:
Skromny początek...


Piątek oznaczał zazwyczaj przedostatni dzień Akademii Ninja w tym tygodniu, jednak nie tym razem. Od kilku dni każdy młody adept sztuk ninja żył tym, że nadszedł czas egzaminów na genina. Dla jednych był to moment długo wyczekiwany, wręcz z sennych marzeń, a dla innych... cóż, bardziej przypominał koszmary. Nie wszyscy czuli się pewni swych sił, zatem nastroje w klasie były wyjątkowo mieszane. Niektórzy nerwowo czytali zwoje w kącie, by być z dala od gwaru, gdzie płynnymi, powolnymi ruchami garstka dzieciaków ćwiczyła swoje Taijutsu, chociaż oczywiście wiedzieli, iż takie praktyki wewnątrz, bez Sensei'a były zakazane. Inni zaś cieszyli się chwilą, w końcu mieli za sobą zdane pisemne egzaminy, a przed praktyką najlepiej było odpocząć, by wystartować z pełnią sił. Byli też tacy, którzy jak posągi stali, bądź siedzieli i przez długie minuty kumulowali chakrę tylko po to, aby zaraz przywrócić jej naturalny bieg i na powrót ją skumulować, a wszystko po to, by w tej najważniejszej chwili Jutsu nie zawiodło. Ostatni dzień Akademii Ninja, a przynajmniej dla niektórych ostatni, zapowiadał się dosyć zwyczajnie. Sensei Kinji zazwyczaj zapowiadał nietypowe zajęcia, a wczorajszego dnia milczał, gdy nastał moment rozstania się i ruszenia w swoje strony. Pogoda za oknem należała do tych, które sprawiały, że Konoha wyglądała na jeszcze radośniejsze i bardziej pogodne miejsce, niż zazwyczaj. Niewielkie obłoki chmur leniwie przesuwały się po niebie, niekiedy zasłaniając na chwilę słońce i przynosząc, dla niektórych, upragniony cień oraz chłód. W sporej klasie było wyjątkowo jasno. Ściana po lewej stronie była niemalże w całości stworzona z okien, przez które widać było pole treningowe akademii - spory plac z kilkoma miejscami na walki, wieloma przyrządami do ćwiczeń zarówno własnego ciała, jak i techniki czy to rzutu shurikenami, czy zręcznego poruszania się i balansowania ciałem. Nie zabrakło nawet, znajdującego się w rogu, małego oczka wodnego, stawiku, który to służył do pierwszych poważnych kroków w nauce kontroli chakry. Przyszłe pokolenie ninja, siedzące aktualnie wewnątrz murów akademii, mogło przypomnieć sobie chociażby pięć treningów na każdym z przyrządów i w każdym miejscu tego placu, który dla jednych był wybawieniem od monotonnego głosu Sensei'a Kinjiego, a dla innych katorgą, podczas której musieli wylewać z siebie siódme poty i często dosłownie stawać na głowie, na rękach lub nawet wisieć, by podołać kolejnym to ćwiczeniom.
I wśród całej tej gromady studentów znajdowała się trójka tych, których losy zostały powiązane ze sobą na długo przed tym, gdy w ich młodych, pełnych szalonych pomysłów główkach zrodził się pomysł zostania ninja.
Jak zwykle punktualnie do klasy wszedł Sensei Kinji i, jak zwykle, pojawił się w niej tak cicho, iż nikt go nawet nie zauważył. Zawsze było tak samo. Swego czasu, na początku nauki w akademii, kilka dzieciaków nawet czekało na niego przed drzwiami, bo uważano, że on naprawdę się pojawia w klasie, a nie do niej przychodzi. Oczywiście było to bzdurą. Tak czy inaczej - uwaga przynajmniej niektórych została skupiona na białowłosym młodzieńcu dopiero w momencie, gdy zabrał głos i odezwał się całkiem donośnie, jak na osobę o jego aparycji.
- Dzień dobry. - odezwał się krótko i dał chwilę każdemu, aby się uspokoił. Część dzieciaków zachowywała ciszę tylko dlatego, że było im szkoda Kinjiego, który to wyglądał na takiego, którego szkoda dręczyć, bo i tak wydaje się udręczony życiem. Inni zaś... no właśnie, Ci inni aktualnie okładali się pięściami coraz to mocniej, gdy powolny, spokojny trening Taijutsu zaczął przeradzać się w coś poważniejszego. W końcu rywalizacja była wpisana w zawód każdego Shinobiego, a młodzi, niedoświadczeni aspiranci do tego miana, nierzadko dawali się jej ponieść. Przestali już zwracać na jakiekolwiek otoczenie, ale na takich uczniów Kinji miał sposób prosty, który skutecznie zniechęcał do prób robienia mu na złość. W momencie, gdy jeden z kolegów Tatsuo miał właśnie trafić swoją pięścią w bezbronny nos słabszego rówieśnika, nagle wszyscy zamarli. No, wszyscy, którzy stali wokół bójki, jak i sami jej uczestnicy, gdyż reszta klasy zajmowała się swoimi sprawami z taką błogością, jak wcześniej. Nikt nie mógł nawet drgnąć, lecz wszyscy znali przyczynę. Cień Sensei'a znów unieruchomił tych, których powinien. Grupka, która wyglądała na zawieszoną w czasie, trwała w swoich nieprzyjemnych na dłuższą metę pozycjach tak długo, aż białowłosy młodzieniec wszystko wytłumaczył. A tłumaczenie nadeszło po chwili.
- Czcigodny Hokage Naizen wyznaczył termin drugiej części egzaminu na Genina. Odbędzie się ona w poniedziałek, o godzinie piątej rano. Zbiórka przed Placem Treningowym Numer Osiem, czyli przed parkiem we wschodniej części wioski. Szczegóły egzaminu nie są mi znane i nie jestem w stanie Wam przybliżyć jak może wyglądać jego przebieg, gdyż co roku egzamin się zmienia. Tym razem wymyślał go sam Hokage, zatem... - w tym momencie Kinji zamilkł, lecz unieruchomienie poprzez cień wciąż działało. Kilka wymownych sekund ciszy zostało w końcu przerwanych ponowną wypowiedzią. - W każdym razie, mogę Wam jedynie życzyć powodzenia. Mam nadzieję, że przygotowałem Was odpowiednio i każdy da z siebie więcej, niż zazwyczaj, bo właśnie tyle trzeba, by zdać. - i nagle cała grupka została uwolniona. Niektórzy upadli na ziemię, inni jedynie zachwiali się, a jeszcze inni westchnęli, przyzwyczajeni do techniki Sensei'a i ruszyli w stronę swoich ławek. - Jakieś pytania? Dzisiaj mamy dzień, który mogę w prawie całości poświęcić Waszej ciekawości i potrzebom. Zaznaczam - prawie. - i zgarnął krzesło, które stało niedaleko jego biurka, by przesunąć je przed mebel i usiąść naprzeciwko wszystkim uczniom, których przyszło mu szkolić w tej generacji.

Makoto napisał:
Świat krył jeszcze przed nim wiele niespodzianek. Makoto nie potrafił zbytnio wyjaśnić tego, na czym dokładniej polegał ów fenomen. Z jednej strony udzielała mu się ekscytacja względem nadchodzącego egzaminu, a z drugiej w środku czuł coś, co najłatwiej byłoby określić nostalgią. Zapewne przez dziwną mieszankę tych dwóch sprzecznych odczuć, sam nastolatek nie do końca odczuwał różnicę, czy wyjątkowość tego piątkowego dnia. Kiedy tylko znalazł się w klasie, rozejrzał się w niej w poszukiwaniu bliżej znanych mu twarzy. Przywitał się z kilkoma osobami, z którymi to częściej przychodziło mu rozmawiać, czy pomachał kilku innym kompanom z klasy. Mimo wszystko, jego uwaga szybko pomknęła ku trenującym osóbkom. Sam chłopaczek przysiadł w pobliżu nich, pozostając przez większą część czasu w przykucniętej pozycji. Chociaż chciałby samemu powalczyć, nie zamierzał się wpychać na siłę, dlatego też postanowił zrobić to, co przeważnie wychodziło mu najlepiej - douczyć się przez obserwację innych. Pewnie to właśnie z tego powodu nie zauważył nawet ich nauczyciela, a kiedy tylko technika dosięgła jego osoby, nie zdołał zbytnio wymanewrować, aby zabezpieczyć się na przyszłość i...


...w ten sposób skończył na swoich zacnych czterech literach, kiedy tylko technika pozwoliła im ruszyć się w miarę swobodnie. Ciche zgłoski dobyły się z jego strony, jednak nie miały one większego sensu, będąc najpewniej zwyczajną reakcją na obicie swojego tyłu. Wtedy też, domyślając się tego, że przedsięwzięcie należało zwinąć, wstałby z miejsca i ruszył tak, aby zająć swoją standardową ławkę w pobliżu jakiejś bardziej zaznajomionej twarzy. Wszystko po to, aby wysłuchać tego, co inni mieli do powiedzenia, czy podłapać odpowiedzi na ich pytania ze strony pana nauczyciela. Sam zaś nie wychodziłby przed szereg, a przynajmniej do chwili, w której to pytania by się skończyły, albo w ogóle miałyby nie paść. Czemu? Odpowiedź była prosta. W końcu prócz wiedzy na temat egzaminu zostawałoby im już tylko jedno:
- Może pan pomóc w treningu? - zapytałby się, bo raczej mogli zadawać pytania, aniżeli o coś prosić. Jakoś tak liczył na to, że ów opcja wyjdzie i ewentualne inne kwestie poruszyłoby się w trakcie praktyczniejszych przygotowań do egzaminu. Trening kilku technik, czy jakieś ostatnie zajęcia praktyczne, w trakcie których może podpytałoby się o ostatnie egzaminy. Skoro zawsze się zmieniał, to najpewniej nie będzie taki sam jak rok temu, albo dwa, prawda? Ale w sumie może o to spyta ktoś inny..?

Juan Diego Fernandino napisał:
Yukionna siedziała w kącie klasy i leniwym wzrokiem przyglądała się grupce studentów, którzy zebrali się, aby podziwiać trwająca w klasie walkę na pięści. Westchnęła. Nie widziała niczego fajnego w okładaniu się po twarzy, tym bardziej przez niedoświadczonych ninja, których to pojedynki bardziej przypominały przepychanki dzieci na podwórzu, niż prawdziwą walkę wręcz. Ale przecież każdy gdzieś zaczynał, prawda? Sama spojrzała na oparty o bok biurka bokken, którego używała do treningu szermierki. Nie uważała, żeby w jakimś stopniu była lepsza od innych, ale... Kto jej zabroni ponarzekać na rozbrykanych młodych chłopaków? Chciała wstać i również przyjrzeć się tej całej amatorce, ale akurat usłyszała głos senseia, więc wróciła na swoje miejsce. Niestety, grupka pochłonięta walką nie zamierzała się tak łatwo uspokoić. Tokine spodziewała się zobaczyć technikę klanu Nara i nie zawiodła się. Zawsze przyglądała się temu z zachwytem, bo gdzieś w głębi duszy zazdrościła ludziom, którzy posiadali kekkei genkai... Ah, chciałaby pochodzić z takiej sławnego klanu, którzy posiadają własne, unikatowe umiejętności. Ale niestety - klan rybaków, raczej nie miał żadnych ukrytych technik, o których nie wiedziała. W końcu w klasie nastał spokój i sensei przypomniał wszystkim o egzaminie na gennina. Przeszedł ją dreszcz i poczuła ukłucie strachu w żołądku. Sam Hokage przygotował test? Cóż to takiego mogło być? Na pewno coś trudnego... Odgoniła jednak od siebie czarne myśli, powtarzając sobie, że da radę. Bo dlaczego by nie miała sobie poradzić? Uczyła się pilnie i trenowała pod okiem senseia i nigdy nie usłyszała złego słowa. Więc chyba było dobrze. W każdym razie czekała na dalsze rozwinięcie akcji, bo nie chciała odzywać się na głos przy całej klasie. Jeszcze wszyscy by się na nią patrzyli, albo coś...

Tatsuo napisał:
Nigdy do tej pory nie wyczekiwał na nic tak, jak na egzamin na genina. To miał być punkt zwrotny w jego życiorysie i niczego innego tak bardzo nie pragnął, jak właśnie awansu na upragniony status pełnoprawnego shinobi. Nawet nie dopuszczał myśli, że zbliżający się wielkimi krokami test może w jakiś sposób zawalić. Choć pod wieloma względami nie przypominał przeciętny Uchihy, to jednak z pobratymcami łączyła go spora ambicja. Ambicja, która wykluczała porażkę. Po prostu musiał to zdać – by nie zburzyć swojej pewności siebie, by zaimponować kumplom, by zostać docenionym rodzinie, by nie zostać w tyle w gonitwie za bratem.

Nic więc dziwnego, że w ostatnim czasie zwiększył intensywność swoich treningów i większość czasu poświęcił przygotowaniom, by na ten wielki moment być w jak najlepszej formie. Zresztą, konieczność ostrego ćwiczenia była całkiem dobrą wymówką na wymigiwanie się od opieki nad młodszą siostrą, a szalone trikasy i fikoły robione z kumplami też zaliczały się do pracy nad sprawnością ciała, czyż nie?

Był jednym z głośniejszych dzieciaków z klasy i jeżeli zdarzały się jakieś zadymy, to zazwyczaj był ich uczestnikiem lub przynajmniej bacznym obserwatorem. Tak było też i teraz. Nie dla niego było siedzenie w kącie w podkurczonymi nogami. Wolał, jak coś się działo. I faktycznie – działo się. Choć piątek to prawie weekendu początek, to frajerzy nie mieli przerwy od nękania łobuzów. Jeden z kumpli Tatsuo sprowokował jakiegoś niższego i słabszego od siebie gostka, a że tamten był chyba nabuzowany nadchodzącym egzaminem, to się postawił i wywiązała się bitka. Ha! Młody Uchiha z wielką radością przyglądał się poczynaniom kompana i bardzo żywo mu kibicował.
Starcie rówieśników zbyt zabsorbowało jego uwagę, by zauważył pojawienie się nauczyciela. Zdał sobie sprawę tego zbyt późno, by móc cokolwiek zrobić. Nie pierwszy raz stał się ofiarą unikalnej techniki klanu Nara, która w bardzo niekomfortowy sposób unieruchamiała jego ciało.  Musiał przemęczyć się przez kolejne chwile, by sensei w końcu się wygadał. Przynajmniej tyle, że jego przekaz był naprawdę ciekawy.  Sam Hokage wymyślił egzamin? Super!
Nauczyciel w końcu dezaktywował technikę, na co czarnowłosy chłopak zareagował odetchnięciem z ulgą. Huh, chyba nigdy się tego nie przyzwyczai.
Kolejna wypowiedź mentora wzbudziła w nim kolejną falę entuzjazmu. Okazje taka jak ta często się nie zdarzały, więc Tatsuo z pewnością zamierzał ją wykorzystać. Już zdążyło paść pytanie dotyczącego pomocy w treningu, co młody Uchiha szybko podłapał.
- Właśnie, Kinji-sensei, może nas nauczysz jakiejś sekretnej techniki? Albo pokażesz coś przydatnego na egzamin? - zapytał z lekkim podekscytowaniem. – Skoro teorię mamy już za sobą to moglibyśmy zrobić jakieś ćwiczenia w terenie! – No a jak! Tatsuo miał ochotę wyrwać się z tych czterech ścian i wziąć się za bojowy trening. Nie był zadufany w sobie i wielcy shinobi Konohy faktycznie budzili w nim podziw. Może i był niepokorny, ale całkiem chętnie czerpał nauki od  Kinjiego-senseia, choć czasem wiedza wlatywała mu do głowy jednym uchem, a wylatywała drugim.

Rejeł napisał:
Możliwość zadawania dowolnych pytań i świadomość tego, że Sensei Kinji był do pełnej dyspozycji sprawiła, że część dzieciaków spoglądała na siebie, jakby nie wiedząc co zrobić w tej nietypowej sytuacji, a druga część intensywnie myślała nad tym, o co zapytać. Jeszcze inni zwyczajnie przyglądali i przysłuchiwali się całemu wydarzeniu. Do żadnej z tych grup należał młody Uchiha, kolejny faworyt w oczach nie tylko rówieśników, ale także ninja. Klan, mimo swego brutalnego upadku po masakrze, wciąż wypuszczał w świat naprawdę utalentowanych młodych adeptów, którzy nigdy nie zawodzili oczekiwań. Naturalnie myślano o każdym Uchiha jak o swoistym geniuszu, chociaż Tatsuo, ze względu na swój nietypowy jak dla klanu charakter, był odbierany nieco inaczej. Niektórzy wątpili, że rzeczywiście ma w sobie to "coś" co cechowało każdego Uchihę. Klan budził u jednych respekt i podziw, a u drugich złość ze względu na wieczne wychwalanie jego członków. Młodzieniec był skazany na zostanie ofiarą oczekiwań i uprzedzeń, ale zdawał się tym nie przejmować co pokazywał swoim energicznym zachowaniem. Jednak pierwszy głos zabrał Makoto, chłopak, który ciągle zdawał się trzymać na uboczu, z dala od reszty, jakby był jedynie cichym obserwatorem w klasie ninja, a nie jej członkiem w wieku tak charakterystycznym dla beztroskiego śmiechu i głupich wybryków. Niektórzy nie doceniali go, brali go za osobę, która nie pokazuje nic, bo nie ma niczego do zaprezentowania, ale było inaczej co pokazywał na wielu zajęciach w akademii. Nie dało się uniknąć wrażenia, że niektórzy, najwyżsi rangą ninja pojawiali się jakby specjalnie na treningach, by zobaczyć co z niego wyrośnie. Ale skąd to zainteresowanie? Niekiedy przychodzili nawet parami i szeptali coś między sobą. O co chodziło? To pytanie, na które albo nikt z "normalnej" grupy ninja nie znał odpowiedzi, albo nie chciał jej udzielić.  
Sensei, wysłuchawszy pytań, stał nieruchomo w zupełnej ciszy. Nie odzywał się, a jego mimika nie zmieniła się, a jednak jakoś dało się odnieść wrażenie, że jego znudzoną twarz zdobi uśmiech. Pokiwał głową i spojrzał za okno, jego wzrok utkwił w polu treningowym.
- Akademia Ninja posiada zakres materiału, który może zostać przekazany studentom. Wielu myśli, że tutaj kształtujemy to, jakimi ninja zostaniecie, że nadajemy Wam kierunek, ale jest wręcz przeciwnie. Jeżeliby skorzystać z porównania i Waszą przyszłość określić jako podróż, to akademia byłaby momentem, w którym rodzice pakują Wam niezbędne do przeżycia rzeczy w plecak. Nie mogą dać ich zbyt dużo, bo nie wszystkim potraficie się posługiwać i nie mogą Was przytłoczyć bagażem, ale też nie mogą dać ich zbyt mało, gdyż zwyczajnie nie dotrzecie do swego celu. To w trakcie podróży musicie sami zrozumieć co jest Wam potrzebne w Waszej drodze ninja, w waszym Nindo. - po tych spokojnych słowach ruszył nieśpiesznie w stronę okna. Jego miedziane oczy nadal wpatrzone były w pole treningowe. - Dlatego też nie mogę nauczyć Was żadnych technik poza tymi, które są absolutnym minimum. Dobieranie Wam technik to Wasza i Waszych przyszłych Sensei'ów rola. Jednak zakres materiału nie ustanawia górnej granicy Waszej sprawności fizycznej i umiejętności w walce wręcz czy to przyrządami. - i dopiero teraz znów spojrzał na swoich uczniów. Gestem ręki, jakby od niechcenia, wskazał na plac treningowy. - Tak się składa, że mogę Tobie, Makoto, i Tobie, Tatsuo, odpowiedzieć twierdząco. Pomogę Wam w treningu, który to odbędzie się na naszym placu, a więc w terenie. Zaprosiłem swoich znajomych, aby pomogli by, żebym sam nie musiał doglądać każdej z... - i tutaj jakby się zawahał czy zdradzać, ale było już i tak za późno. - ...każdej z walk. Dzisiejsze zajęcia będą polegały na sparingach. Jeden na jednego z wykorzystaniem wszystkiego, co potraficie nawet jeżeli zostało to opanowane poza akademią. Czcigodny Hokage Naizen może na takiego nie wygląda, ale należy do tej surowej grupy, która uważa, że zostać ninja powinni jedynie najlepsi. Popiera to rozsądnymi argumentami, zatem nikt się nie sprzeciwia. Nie chciałbym Was straszyć, ale głupotą byłoby zapewnianie, że dacie sobie radę, a egzamin będzie łatwy. Muszę wykorzystać ten ostatni dzień w taki sposób, abyście upewnili się w swoich mocnych stronach i zrozumieli swoje słabe. - po tych słowach po sali rozniosły się szepty. Niektórzy wyglądali na przerażonych wizją poważnego starcia z kolegami, a inni wręcz przeciwnie - już zacierali ręce w nadziei, że skopią wszystkim tyłki i zabłysną.
- Macie dziesięć minut na przygotowanie się, a następnie zbieramy się na placu treningowym. Tam poznacie swoich przeciwników oraz zostaną wytłumaczone zasady. - szepty nasiliły się, a Kinji znikł z sali równie cicho, co do niej wszedł, chociaż niektórzy już dostrzegli moment, w którym przekroczył próg. Nastał gwar, niektórzy się przekrzykiwali podekscytowani lub poddenerwowani nadchodzącym sparingiem. Do jednych i drugich należał Kousuke - jeden z tych rozrabiaków i cwaniaków w stylu Tatsuo. Wszyscy wiedzieli, że czasami ponoszą go emocje, że nie panuje wtedy nad sobą i robi różne głupie rzeczy, jakby wbrew sobie. Należał on do klanu Inuzuka co było oczywiste ze względu na czerwone malunki na twarzy oraz białego, równie energicznego co on sam, psa, który zawsze był u jego boku. Kousuke był najwyższy z wszystkich studentów akademii tego roku co dodawało mu pewności siebie. Jego czarna, niechlujna czupryna górowała o połowę głowy nad resztą. Miał błękitne oczy, które zawsze spoglądały na innych z wyczuwalnym rozbawieniem i lekceważeniem. W dodatku te wydłużone kły dodawały dodatkowej zadziorności jego cwaniackiemu uśmiechowi. Młody Inuzuka nie radził sobie z emocjami i zawsze musiał je jakoś rozładować. Tym razem jego celem stała się Shinigami ducha winna Tokine, do której podszedł i nim ta zdążyła zareagować, zabrał jej oparty o biurko bokken, by oprzeć sobie go o ramię.
- Hej, Yukionna, nie za duża jesteś na udawanie, że kij to miecz? - zapytał bezczelnym tonem i zachichotał. Jego pies, Taro, przyglądał się wszystkiemu z biurka, na którym to siedział, a które to zajmował jego kompan podczas zajęć. Niektórzy z dzieciaków wiedzieli, że dziewczyna pochodzi z rodziny rybaków, a nie ninja, co czasami było powodem do zaczepek i dokuczliwych tekstów. Kousuke zdawał się być jednak zawzięty na nią, często odzywał się tak, jakby uważał Tokine za beztalencie, które nie ma szans na zostanie ninja. - Mam dla Ciebie radę, weź żyłkę, wygnij senbona i zamontuj do tego kija. Lepiej Ci będzie pasować i może chociaż do tego będziesz się nadawać. - dodał i ponownie zachichotał. Stał tak nad nią i czekał co się wydarzy. Część klasy zupełnie to zignorowała, wychodząc z sali, by udać się już na pole treningowe, a część stanęła w drzwiach, przyglądając się rozwojowi sytuacji.

Juan Diego Fernandino napisał:
Sparing z prawdziwymi shinobi? Oh, to oznaczało, że musiała dać z siebie wszystko... I w końcu będzie mogła zobaczyć w akcji kilku starszych rangą ninja, których na co dzień po prostu mijała na korytarzach. Może ktoś pochwali jej umiejętności szermierskie i weźmie pod swoje skrzydła? Do tej pory trenowała z ojcem, ale jego znajomość machania kijem ograniczało się do wywijania wędką, więc ciężko było nauczyć się czegoś porządnego. Ale nie narzekała. Było dobrze, więc mogło być tylko lepiej. A przynajmniej miała taką nadzieję... I w tym właśnie momencie Kousuke stwierdził, że fajnie by było się z nią podrażnić. Chciała chwycić za swój bokken, ale chłopak wziął ją z zaskoczenia i nie zdążyła... Teraz on miał w ręku jej ulubioną broń, która dostała od mamy na urodziny. Fakt, nie był to prawdziwy miecz, ale przecież nie pozwoliliby uczennicy akademii latać z prawdziwą kataną. Westchnęła. Kousuke zaatakował ją jednym ze swoich żartów o jej pochodzeniu. Akurat miała szczęście, bo ten nie za bardzo ją zdenerwował, więc mogła odpowiedzieć mu na spokojnie. Co prawda zwykle się tym nie przejmowała, ale czasami chłopak trafił w samo sedno sprawy i wtedy Tokine z miejsca puszczały nerwy. Oh, jeszcze mu pokaże...
-Jeśli potrzebujesz kija, żeby porzucać swojemu psu, to na pewno znajdziesz jakiś na placu treningowym.--mruknęła wstając z krzesła na którym wcześniej siedziała i powoli się do niego zbliżyła. Spojrzała mu w oczy i rzuciła wyzywające spojrzenie.-A teraz oddaj mój bokken, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę.-dodała trochę głośniej i wyciągnęła rękę w jego stronę. Miała ochotę rozwiązać to na miejscu przy pomocy jednej z technik Raitounu, ale szkoda jej było zachodu na takiego głupka.

Makoto napisał:
Zaledwie ta jedna, ciut zawiła odpowiedź wystarczyła, aby na twarzy nastolatka zagościł uśmiech. Może nie był to jakiś nienaturalny wyszczerz, jednak z pewnością wizja ów pomocy ze strony ich nauczyciela bardziej mu odpowiadała, aniżeli zwyczajne porady. Zwłaszcza, jeśli mógłby po potyczce podpytać o jakieś porady. Dlatego też zaczął zbierać swoje rzeczy, aby to zebrać się z resztą klasy we wskazanym miejscu. Wszystko po to, aby długopis spadł na ziemię, a wraz ze swoim stuknięciem pojawiły się też inne emocje, aniżeli zwyczajna euforia i ekscytacja. Lekki dreszczyk, czy też obawa, przeplatająca się z odrobiną poddenerwowania. Jakby nie spojrzeć - mieli obserwować ich ludzie spoza ich "kursu". Do tego - dla niektórych mogło się to okazać ostatnią walką. Przynajmniej w takim gronie. Przełknął nerwowo ślinę, wstając ze swojego miejsca, aby zaraz potem ruszyć w kierunku wyjścia.
Może też dlatego, że niekoniecznie przyszło mu uczestniczyć w jakimś zamieszaniu, które to kreowało się wśród pozostałych osób. Sam wolał raczej nie ingerować w niepotrzebne spory na samym końcu. Nie raz w końcu mu mówiono, że nie powinien nader się wychylać, czy zadawać z problematycznymi osobami. Dlatego też opuścił pomieszczenie, a ruszając w stronę placu treningowego, spróbowałby podpiąć się do grupki osób, które mógłby jakoś lepiej kojarzyć. Nawet spróbowałby podpytać dość prosto, acz nieco niepewnie: - J-Jak myślicie? Kogo zaprosił sensei?
Wszystko po to, aby jakoś za bardzo nie odstawać od grupy. Nawet jeśli to sam niekoniecznie by się wypowiadał. No i oczywiście po to, aby znaleźć się tam, gdzie powinni niedługo być. Ba. Może nawet by się rozciągnął, coby być gotowym na potencjalną potyczkę.

Tatsuo napisał:
To prawda, że Tatsuo był raczej z tych energicznych i bardziej rozbrykanych dzieciaków, ale nie oznaczało to, że nie potrafił słuchać. Jeśli już, to problem tkwił bardziej w samym przyciągnięciu jego uwagi, bo przecież dookoła tyle się działo lub mogło się dziać, że nie było sensu tracić czasu na rzeczy nudne. A nauki w akademii zazwyczaj nudne były. Tym razem jednak Kinji potrafił wzbudzić ciekawość młodego Uchihy i to wcale bez konieczności stosowania na nim technik klanu Nara.
Niech go nazywają naiwnym, ale w gruncie rzeczy nawet uwierzył w opowieść nauczyciela. Rozczarowanie było jedynie minimalne, bo cała ta alegoria z wędrówką po prostu mu się spodobała. Przecież tak to właśnie widział! Egzamin był tak naprawdę początkiem jego podróży pełnej przygód, której celem było zdobyciu uznania u innych.
No, ale tak czy siak łatwo nie odpuszczał i postanowił jeszcze minimalnie pomęczyć senseia, całkiem zgrabnie podłapując jego porównania. Przyłożył bokiem otwartą dłoń do ust tak, jakby chciał powiedzieć coś w sekrecie, choć tak naprawdę wcale nie ściszył swojego tonu glosu.
- Kinji-sensei, ale mógłbyś nam w tajemnicy do plecaka schować jakieś notki wybuchowe, czy coś - oznajmił z lekkim uśmiechem na twarzy, nie ukrywając dumy ze swojego sprytnego podejścia.
Odpowiedź mentora z początku nie była do końca satysfakcjonująca, ale kiedy pojawił się temat praktycznego treningu, to oczka Tatsuo zapłonęły entuzjazmem. Nawet wzmianka o prawdopodobnym wyręczeniu się innymi nauczycielami nie ugasiła jego optymizmu. Nie było bowiem żadną rewelacją, że młody Uchiha o wiele bardziej wolał praktykę od suchej teorii.
- Ciekawe, kto się trafi - skomentował do jednego ze znajomych mu urwisów, który stał nieopodal. Właściwie to już w tej chwili był gotowy był gotowy do walki i wcale nie potrzebował czasu na przygotowania. No, ale skoro było jeszcze dziesięć minut, a w klasie wciąż panował szum, to nie było sensu wyrywać się tak szybko na plac treningowy.
Do opuszczenia sali nie było tak spieszno również z racji na małą aferkę, która właśnie powstała między dwójką studentów akademii. Kousuke jak to Kousuke, ciągle szukał zwady i tym razem padło na dziewczynę, która Uchiha bardziej kojarzył niż znał. Trzeba przyznać, tekst o wędce był całkiem niezły, chociaż dziewucha zripostowała go też w przyzwoity sposób.
Z drobnym, figlarnym uśmieszkiem na twarzy zrobił kilka kroków w ich kierunku i przystanął w miejscu trochę z bokuu, z którego miał dobre spojrzenie na całe spięcie.
- Kousuke ci go nie odda, bo tak to by dostał oklep, hehe - rzucił cwaniacko w pewnym momencie, chowając dłonie do kieszeni spodni. Nie że zależało mu na dziewczynie, bo przecież sam czasem dokuczał innym rówieśnikom. Po prostu chciał trochę sprowokować Inuzukę do dalszych działań i podkręcić atmosferę.

Rejeł napisał:
Nauczyciel, jak to miał w zwyczaju, przemilczał sprytny plan Tatsuo. Cisza była jego odpowiedzią na zbędne, głupie lub niewłaściwe wypowiedzi. Którą z nich była ta od młodego Uchihy? Któż to wie. Za to chętniej odzywał się jeden z kolegów rozrabiaki, który wzruszył ramionami i uśmiechnął się w cwaniacki sposób, zadzierając jednocześnie nosa oraz splatając ręce na piersi.
- Kto by to nie był, to dostanie po ryju. - zabrzmiał tak, jakby już w tym momencie okazywało się, że miał rację. Ani cienia wątpliwości czy zawahania w głosie blondyna z dłuższymi, związanymi w krótki kucyk, włosami. Jego ciemne oczy, niemalże czarne, nie wyrażały tej samej pewności, ale kto by się tak wpatrywał.
Sytuacja potoczyła się po znanym torze wydarzeń. Nastał moment opuszczenia sali i Kousuke upodobał sobie właśnie tę chwilę, by dokuczyć bogu ducha winnej Tokine. Nie spodziewał się, że dziewczyna odpowie mu pięknym za nadobne i na chwilę jego mina zrzedła, aczkolwiek Tatsuo stał się jego chwilowym, przypadkowym wsparciem. Dolał oliwy do ognia, a wszyscy wiedzieli, że w końcu ogień był domeną Uchiha. Inuzuka zacisnął mocniej ręce i pokiwał głową, widocznie zdenerwowany, ale wciąż z szyderczym uśmiechem wymalowanym na ustach.
- No patrz, jednak umiesz się odszczeknąć. - i ostrożnie, wycofał się do okna, które było uchylone, nie odwracając się, uniósł je wyżej (było one otwierane do góry, na zewnątrz) i podniósł bokken nad głowę, dając znak, że za chwilę ten wyląduje na polu treningowym, na którym to zebrała się już niemalże cała klasa. - Jestem z klanu Inuzuka i umiem obchodzić się z takimi sukami. Tresura to podstawa. No dalej, aport. - w tym momencie jego ręka skierowała się w stronę okna. Nim Tokine zdążyła zareagować, nim reszta obserwatorów nabrała powietrza z zaskoczenia słowami i czynami Kousuke, to obok sprawcy zamieszania pojawił się znany wszystkim uczeń - jeden z najlepszych. Hibiki był cichym, zdystansowanym młodzieńcem o nieprzeciętnych umiejętnościach. Każde ćwiczenie wykonywał poprawnie niemalże od razu, lecz nigdy nie pokazywał niczego więcej - jakby robił tyle, ile było trzeba lub ukrywał swoje prawdziwe możliwości. Może nie dawał po sobie tego poznać, ale lubił pomagać innym w treningach, a jego ranga "geniusza" sprawiała, że każdy chętnie prosił go o pomoc. Chociaż rzadko odzywał się, to ciężko było nie zauważyć go - jego czupryna w końcu była dwubarwna. Czerwone i białe kosmyki, a także blizna na twarzy sprawiały, że nie dało się go przeoczyć. Teraz pojawił się pośrodku konfliktu - między Tokine, a Kousuke, lecz zdecydowanie bliżej tej drugiej osoby. Wszyscy byli najpewniej skupieni na Inuzuce, że nie zauważyli jak chłopak rusza do działania. A może był tak szybki? Nie był tak wysoki jak Kousuke, ale mimo wszystko dosięgnął do nadgarstka, który był w powietrzu. Szybko obrócił się plecami do prześladowcy panny Nobunagi, jego rękę przełożył przez ramię, by pomóc sobie drugą i jednym, zwinnym ruchem przerzucić przez bark znacznie większego rówieśnika, jakby ten ważył tyle, co mały szczeniak. Pewność, siła i szybkość ruchu - to wszystko uniemożliwiło jakąkolwiek obronę. Może jednak zaskoczenie zagrało jednak pierwsze skrzypce, gdyż Inuzuka uderzył plecami o podłogę niczym szmaciana lalka. Jednak huk przypominał, że chłopak swoje waży. Uderzenie o ziemię było wystarczające, by Kousuke wypuścił bokken z wciąż trzymanej przez Hibikiego ręki. Chłopak z blizną puścił natychmiast rówieśnika, złapał drewnianą broń i rzucił ją ostrożnie do Tokine.
- Przesadziłeś, Kousuke. - jedynie tyle powiedział, zanim wyskoczył przez otwarte okno, lądując ładne kilka metrów niżej, na polu treningowym. Inuzuka chwilę po prostu leżał, jakby oszołomiony wydarzeniami, jakby wciąż próbował zrozumieć co się wydarzyło. Nagle wrócił do siebie i zerwał się na proste nogi.
- Dobrze, że uciekłeś, dziwaku! - krzyknął i natychmiast ruszył biegiem do wyjścia, jakby chciał ulotnić się z klasy jak najszybciej. Reszta obserwatorów również zwęszyła, że to, co się tutaj wydarzyło może narobić im kłopotów, więc w pośpiechu opuścili salę. Został tylko Tatsuo i Tokine.

Tymczasem Makoto zdążył w spokoju dotrzeć na pole treningowe, wbić się w grupkę rówieśników, która lekko poddenerwowana nadchodzącym sparingiem dyskutowała o różnych sprawach. Rozmowa była na siłę, aby ukryć stres, dlatego szybko podchwycili temat ciemnowłosego kolegi. Nastał chwilowo gwar, przez który nie dało się nic zrozumieć - każdy chciał rzucić swoim domysłem. W końcu najgłośniej odezwała się Miyuki - najwyższa z dziewczyn i, prawdopodobnie, najsilniejsza. Zawsze popisywała się swoją zręcznością, która w połączeniu z walką kijem była naprawdę imponująca. Ciężko było nadążyć za jej ruchami nie dlatego, że były bardzo szybkie, a że były nagłe i ciężkie do przewidzenia. Kij był tak długi, jak ona wysoka i stał oparty o jej ramię, gdyż ona akurat wiązała swoje brązowe, długie do pasa włosy w wysoki kucyk za pomocą wstążki. Zielone oczy błyszczały od ekscytacji sparingami.
- Jak to kto? Inni nauczyciele z akademii. Kinji to mruk. Wyobrażacie sobie, że on ma jakichś normalnych kolegów? - i roześmiała się radośnie, kończąc wiązać włosy. Chwyciła kij i popisowo obróciła nim kilkukrotnie, przerzucając go przez kark i łapiąc teraz drugą ręką - lewą. - W sumie, to widziałam go kiedyś z Aiko Uchiha, ale wątpię, aby ją przyprowadził. W końcu ona lata ciągle za Hokage, bo przecież zakochała się w nim. Albo robi to dlatego, bo romans z Kage to szansa na sporą sławę. - Miyuki dużo mówiła i rzadko z sensem. Każdy wiedział, że lubiła plotki. Wściubiała nosa w nie swoje sprawy, chociaż nie należała do typu złośliwca - zwyczajnie była ciekawska i plotła to, co jej ślina przynosiła na język.
- A właśnie, Makoto, może wytłumaczysz nam wreszcie o co chodzi z tymi ninja co przychodzą na Ciebie popatrzeć, co? Dziwna sprawa, a już słyszałam trochę plotek. Wiem najlepiej, że plotki należy de... dem... demontować czy jakoś tak. No, że trzeba im zaprzeczyć, wyjaśnić jak to było naprawdę. No to gadaj, bo klasa umiera z ciekawości! - na koniec klasnęła rękami, a jej twarz rozpromieniała. Tak naprawdę, to jedynie ona była tak ciekawa, ale nie dało się ukryć, że resztę również interesował ten dziwny fakt. Oczy całej grupy rówieśników zostały skupione na zielonookim młodzieńcu. Nawet inni, którzy stali poza gromadką wbili się w nią lub odwrócili, nasłuchując, gdy dotarły do nich słowa Miyuki. Cała uwaga została przeniesiona na Makoto. Biedny.
Wszystko trwało w najlepsze, a w oddali pojawił się Kinji, zaś obok niego trójka osób. Szli w stronę pola treningowego nieśpiesznym krokiem i gadali konspiracyjnym tonem między sobą. Ciężko było dostrzec kim byli, ale zdawali się wyglądać rażąco podobno do samego Senseia... ale kto by się nim przejmował? W końcu każdy przeżywał nadchodzący sparing, a białowłosy pozostawał niemalże niezauważony tak, jak zwykle.

Makoto napisał:
Dziwne ukłucie pojawiło się gdzieś w piersi względem pierwszego z komentarzy jego znajomej z klasy. Jakby nie spojrzeć na zaistniałą sytuację, to sam Makoto nie należał do jakiś charakterystycznych dusz towarzystwa, które prowadzałyby się w barwnych, głośnych paczkach. Niemniej, sam nastolatek w swoich niewinnych, czy też zwyczajnie naiwnych poglądach nie widział zbytnio problemu w tym wszystkim. Przynajmniej nie w tym, żeby sam Kinji mógł mieć nieco szersze grono znajomych.
- Dlaczego nie? - mimowolne, zamyślone zgłoski wydobyły się ze strony nastolatka, jednak dalsze kwestie postanowił już przemilczeć, zapisując je sobie jedynie w pamięci. A nuż przyjdzie mu kiedyś zapytać panią Uchiha o jej relacje z czcigodnym Hokage, ale nie było mu dane tego stwierdzić. W końcu świat był raczej duży i rzeczywiście spotkanie jej tutaj mogło graniczyć z cudem. Niestety, temat zszedł jednak na jego osobę, a w zielonkawych tęczówkach dało się ujrzeć spore niezrozumienie. Nie przepadał za całą tą uwagą, jednak nie wadziła go jakoś bardziej. Problemem był fakt, że nawet jeśli parę razy udało mu się kogoś wyłapać w szkole, czy drodze do domu... nigdy nie zamienił z nimi słowa i mógł być to najzwyklejszy przypadek.
- Nie mam pojęcia. M-Może jacyś znajomi mojej mamy, albo... - zaczął jedynie swoją odpowiedź, nie kryjąc przy tym swojej niewiedzy, czy chwili zawahania, która wynikała z prostej kwestii. Raczej nie rozmawiał z szerszym gronem o swojej rodzinie, a tym bardziej stanie jego ojca, czy jego przeszłości. Przełknął jedynie nerwowo ślinę, licząc na boże zbawienie, czy cud z jasnego nieba, bądź niedomyślność klasy względem prostego zawodu jego matki, a nieco zupełnie inną karierą shinobi. - O, idzie sensei - dopowiedziałby tylko, spoglądając w kierunku swego wybawcy i licząc, że większą uwagę przyciągnie jednak o niebo ciekawszy sparing, aniżeli wyjaśnienia, których nawet mimo chęci, niezbyt mógłby podać. Jedyne, co mógłby w tej kwestii szczerze dodać to proste - gdybym to ja sam wiedział.

Tatsuo napisał:
Spina między dwójką uczniów rozkręcała się coraz bardziej, a Tatsuo w swoim cwaniacko-luzackim stylu, z dłońmi schowanymi w kieszeniach, stał sobie obok i z uśmieszkiem na twarzy obserwował rozwój wydarzeń. Raczej nie można było powiedzieć, żeby stał po którejś ze stron konfliktu. Po prostu kibicował zadymie. Zresztą, wolałby nawet, żeby dziewucha trochę utarła nosa temu kozaczkowi Kousuke. Gościu w sumie zawsze bazował na swoim wzroście, szpanerskich kłach i stylówce - był zawadiaką takim jak i Uhicha, a jak wiadomo, w świecie łobuzów rywalizacja trwała cały czas. Pff, może i był silny, ale podwójnego fikoła to na pewno nie umiał zrobić.
Kousuke poleciał dość grubo, kiedy zajumał Tokine mieczyk i wyrzucił go na zewnątrz.
Znaczy się, nie wyrzucił go. Nie zdążył! Tatsuo nie wyciągnął nawet rąk z kieszeni, a cholerny, klasowy zdolniacha już znalazł się w centrum całego zamieszania i sprawnym ruchem obalił dryblasa. Huhu! Czarnowłosy akrobata w ostatnim momencie powstrzymał się od klaśnięcia dłońmi z uznaniem. Nie mógł przecież pochwalić typka, za którym nie przepadał. Hibiki był dziwny, nie odzywał się za bardzo, nie trzymał się z ziomalami, ale był skubaniec zdolny. Uchiha nie wiedział jakim cudem temu tak wszystko łatwo wychodzi i prawdę mówiąc to był trochę o to zazdrosny.
Utrzymując figlarny uśmieszek, spoglądał na rozwój wydarzeń, które dobiegały już powoli do końca. Bohater uciśnionych zwinął się całkiem szybko, a Inuzuka ze stłumionym zapałem nie był skory do dalszych wybryków.
- Ale cię ten amant położył, hehe - skomentował, kiedy Kousuke już odchodził.
Potem rozejrzał się po całej sali. Jego ślepia zatrzymały się na dziewczynie, ponieważ tylko ona tu pozostała. Nie licząc jego samego rzecz jasna. Troszkę się zmieszał, bo w sumie nie wiedział, co teraz zrobić. Nie było nikogo innego w pobliżu, więc popisywanie się, czy nawet dręczenie Tokino nie miało większego sensu. No i poza tym był sam na sam z dziewuchą. Trochę dziwne doświadczenie, bo zawsze uważał płeć przeciwną za gorszą i niefajną. Miał samych koleżków, kumpli i ziomali. Nawet z własną siostrą nie lubił spędzać wolnego czasu.
Po krótkiej, ale niekomfortowo wydłużającej się, chwili milczenia i konsternacji rzucił jedynie krótko.
- Kto ostatni ten frajer! - A potem wyskoczył przez okno. Dokładnie te, które Kousuke przed chwilą otworzył. Planował zrobić przewrót w przód w powietrzu i zgrabnie wylądować. Jeżeli klasa znajdowała się na jakimś wyższym piętrze i skok z tej wysokości byłby ryzykowny, to po prostu przy pomocy kontroli chakry w stopach zbiegł w dół po ściance i dopiero potem z odpowiedniego pułapu oderwał się i wykonał planowanego fikoła.
Później pobiegł żywo do reszty dzieciaków na placu treningowym. Nie chciał się spóźnić na swoją walkę.


Rejeł napisał:
Wyścig zapoczątkowany przez Tatsuo został, jakżeby inaczej, wygrany przez młodego Uchihę. Wyskoczył przez okno, będąc pewnym swoich akrobatycznych zdolności. Rzeczywiście był zwinny, zrobił efektowny fikoł w przód, a później wylądował lekko, uginając kolana, by zamortyzować ciężar. Tokine za nim nie ruszyła, więc automatycznie zwyciężył. Niestety jego niesamowity popis zręczności miał drobną widownię. Każdy był skupiony na rozmowach, przypominaniu sobie pieczęci do jutsu, ruchów taijutsu, sortowaniem ekwipunku i opracowywaniem strategii. Jednak kilka dzieciaków dostrzegło trikasa Tatsuo, reagując w różny sposób - niektórzy byli zachwyceni lub zaskoczeni, a inni zdawali się być... źli? Może zazdrośni, że nie są tak giętcy. Dotarł szybko do reszty dzieciaków, ale nie musiał długo czekać, by wszystko się rozpoczęło. Dotarła Tokine, a zaraz za nią pojawił się Kinji wraz z towarzystwem.
Miyuki zaśmiała się i pokiwała głową na boki z rozczarowaną miną. Widocznie miała inne zdanie na temat senseia i jego towarzyskości. Przełożyła kij przez kark i oparła nadgarstki szeroko na nim, przeciągając się do tyłu.
- Dlatego, że jest mrukiem, Makoto. Mówiłam przecież. Widziałeś go kiedyś jak z kimś rozmawiał? A z nami jak rozmawia, to jakby zagadki opowiadał tak mało mówi. - odezwała się, a później otrzymała niesatysfakcjonującą odpowiedź od zielonowłosego. Skrzywiła się lekko, otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale komunikat, że nadciąga sensei powstrzymał ją od dalszego komentarza.
Wzrok wszystkich jak na komendę został przeniesiony na białowłos...ych? Kinji nie był sam, ale może właściwie był? Jak się okazywało - obok niego szła trójka jakby jego klonów. Studenci akademii zaczęli rozglądać się po sobie zdezorientowani tym, co widzieli. Co bardziej spostrzegawczy mogli zauważyć, że jeden z Kinjich ma oczy całkowicie czarne. Podeszli, a białowłosy na przedzie wyszedł jeszcze o krok.
- Zbiórka. - gdyby nie uwaga, jaką mu poświęcono, to nikt by nie usłyszał jego pozbawionego emocji głosu. Wszystkie dzieciaki ustawiły się naprzeciwko swojego nauczyciela. Zza jego replik wyszła nagle młoda dziewczyna, na oko mająca piętnaście lat. Miała długie, białe włosy związane w luźny kucyk, opadający na plecy. Ubrana była w zwyczajne, czarne szorty i żółto-białą koszulkę. Przy pasie miała torbę, a na nogach obuwie ninja, zdradzając, że zapewne jest kunoichi. Nawet wbrew jej drobnej postury i bladej skóry.
- Aby sparingi poszły sprawnie i szybko, będą odbywać się cztery walki na raz. Żeby Was nie rozpraszać lub peszyć obecnością innych, oprócz mnie, to każdy z moich towarzyszy skorzystał z techniki, którą znacie - Henge. Uważnie posłuchajcie zasad. - powiedział, a obok niego stanął jego klon z czarnymi oczyma.
- W pojedynkach możecie skorzystać z wszystkich umiejętności jakie posiadacie. Sędziowie zajmą się, aby nikt nie ucierpiał za bardzo. Jest to jednak walka, więc musicie przygotować się na drobne rany, stłuczenia i inne obrażenia. Możecie korzystać z każdego ekwipunku, jaki posiadacie. Walka trwa do pierwszego trafienia. Kto pierwszy trafi bezpośrednio, czyli za pomocą taijutsu lub broni lub pośrednio, czyli za pomocą jutsu zadającym obrażenia, ten wygrywa. W każdej chwili możecie się poddać, oddając waszemu oponentowi wygraną. Kolejnym sposobem na wygraną jest wypchnięcie przeciwnika poza pole walki na piętnaście sekund. - niby głos brzmiał identycznie jak Kinjiego, ale było w nim więcej emocji. Powagi, stanowczości, której zdawało się brakować Kinjiemu.
- To moja młodsza siostra - Naomi. Zna iryojutsu i zajmie się waszymi obrażeniami, że nie pozostaną po nich nawet ślady. Nie obawiajcie się. - odezwał się znów Kinji, który wyglądał i brzmiał jak on. Wskazał dłonią na dziewczynę, która uśmiechnęła się przyjaźnie i pomachała do reszty. - Przejdźmy do walk. Każdy sędzia ogłosi parę do walki. Para ma pójść za nim w wyznaczone miejsce. Pole walki jest oznaczone białymi liniami. Uważajcie, aby za długo nie znajdować się poza nimi. - dodał i spojrzał na czarnookiego siebie. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie i wrócili wzrokiem do studentów akademii, przyszłych geninów, a przynajmniej w pewnej części.
- Pierwsza para. Yuhiko Nara i Sachi Nemuri. Za mną. - kolejna siostra Kinjiego, najmłodsza z całej rodziny. Białowłosa, jak każdy z ich gałęzi rodziny, o krótkiej fryzurze zatrzymującej się lekko ponad ramionami. Jej spojrzenie nie było bursztynowe jak w przypadku starszego brata i siostry Naomi, a błękitne, chłodne. Sama dziewczynka chłodna nie była. Należała do sprytnych, dokuczliwych, lubiących denerwować innych dla samej frajdy z tego. Jednak miała w sobie cechę klanową - lenistwo. Właściwie jej oceny i wyniki były znacznie poniżej przeciętnej. Niektóre zaliczenia powtarzała - Kinobori no Waza, a także Suimen Hokou no Waza. Jednak nikt z nią nie zadzierał, bo była przebiegłą lisicą i wiedziała jak uprzykrzyć komuś życie. Sachi Nemuri zaś była dziewczynką znaną głównie pośród chłopców. W tym wieku nie chodziło jeszcze o jej urodę, a charakter. Strach przed kolegami niestety wyrobił jej nieprzyjemną opinię wśród męskiej części dzieciaków. Szeptem nazywano ją dziwaczką, a niekiedy nawet wariatką. Za to koleżanki były przychylniej nastawione, niektóre zwabione gładką buzią. Bo kto by nie chciał takiej ładnej koleżanki? Złotowłosa nie była świadkiem wydarzenia z Kousuke i Tokine, za to więcej czasu spędziła na polu treningowym, w grupce znajomych. Jej przeciwniczka ruszyła za sędzią i ustawiła się na miejscu. Sachi mogła teraz dostrzec, że tak jak zawsze, Yuhiko ma przy sobie swoją torbę z ekwipunkiem i drewniane, proste tanto za plecami.
Drugi z Kinjich wyszedł na przód obwieszczając kolejną parę.
- Druga para. Tatsuo Uchiha i Miyuki Hanai. Proszę za mną. - młody Uchiha doczekał się swojej walki, a czekać nie musiał długo. Jego przeciwniczka spojrzała na niego, a spoglądała z tej samej wysokości - była w końcu najwyższa z dziewczyn. Uśmiechnęła się, a następnie wystawiła przed siebie kij, którym zaczęła zręcznie wywijać na wszystkie strony, na koniec wybijając się w powietrze, wykonując obrót połączony z uderzeniem kija. Wylądowała zgrabnie, przerzucając sobie kij do drugiej ręki. Też lubiła się popisywać, a była właściwie jedyną tak zręczną osobą w klasie, jak Tatsuo. Oprócz drewnianego kija długiego jak ona sama, to posiadała przy nodze kaburę i małą torbę za plecami z lewej strony.
- Trzecia para, właściwie to trójka. Kousuke Inuzuka wraz z Taro i Ishida Hyuuga. Chodźcie. - czarnowłosy chłopak wciąż był wkurzony zajściem w klasie i naburmuszony wyszedł wraz ze swoim psem na pole walki w pośpiechu. Kucnął i coś szeptał do swojego czworonogiego kompana, zaś jego przeciwnik z drobnym uśmiechem na ustach przyglądał się temu swoimi białymi oczyma. Ishida był brązowowłosym dzieciakiem o dłuższych włosach, aczkolwiek i tak związanych w niewielki kucyk. Zazwyczaj pozostawały rozpuszczone, nie dotykając ramion, jednak wiązał je zawsze, gdy zaczynały się ćwiczenia, treningi lub, jak teraz, sparingi. Rozsądny, zdecydowanie najbardziej dojrzały ze wszystkich dzieciaków, a przez to trochę odtrącony. Nie posiadał wielu kolegów, ale był całkiem wesołym, przyjaznym chłopcem, wykazującym się sporym zapałem do nauki.
- Czwarta para. Hibiki Akiyama i Makoto Kobayashi. Zapraszam. - odezwał się ostatni z klonów Kinjiego. Pojedynek bliskich znajomych, ale czy przyjaciół? Zarówno Hibiki jak i Makoto należeli do osób nieco trudno dostępnych, mniej towarzyskich od reszty. Ten pojedynek zebrał największą widownie spośród oczekujących na swoją kolej dzieciaków. Hibiki, który nie pokazał jeszcze nigdy wszystkiego co potrafi oraz Makoto, chłopak otoczony tajemnicami nawet dla niego. Chłopak oprócz sporej torby na ekwipunek, którą miał za plecami, na środku, nie posiadał innego ekwipunku. Zajął swoje miejsce i oczekiwał na przeciwnika.

Pola walki były jednakowe - prostokąt o wymiarach 40 metrów na 20 metrów. Ziemia była w głównej mierze udeptana, jedynie gdzieniegdzie znajdowała się trawa, a także na potrzeby sparingów na samym środku po bokach znajdowały się dwa kamienie, by można było się z nimi podmienić. Walczący stoją od odległości 10 metrów od siebie.
Gdy już wszyscy ustawili się na miejsca, to niemalże jednocześnie rozpoczęły się pojedynki. Sędziowie przypomnieli zasady i dali walczącym znak, że sparing się rozpoczął. Ostatni moment na przemyślenie swoich mocnych i słabych stron przed egzaminem na genina.

Yuhiko Nara czekała na sygnał z rozłożonymi przed klatką piersiową dłońmi. Jak tylko pojawił się znak do walki, to zaczęła wiązać pieczęci do techniki znanej Sachi. Było to Henge. Białowłosa zawiązywała pieczęcie zaskakująco szybko i w mgnieniu oka zmieniła postać. Biały dym szybko został rozwiany, odsłaniając jej nową aparycję - wyglądała teraz identycznie jak Kousuke Inuzuka. Uśmiechnęła się szeroko, wręcz szyderczo, a następnie chwyciła za tanto, które wyciągnęła i ruszyła z nim do przodu - wprost na dziewczynę.

Przeciwniczka Tatsuo ustawiła się w pozycji, ale nie zrobiła niczego, gdy nastąpił sygnał do walki. Stała na lekko ugiętych nogach, z kijem trzymanym oburącz, gotowym do działania. Czekała na to, co zrobi młody Uchiha, a na jej twarzy widniał lekceważący uśmieszek.

Hibiki stał spokojnie, jego twarz była dziwnie łagodna, jakby był zadowolony, że stoi naprzeciwko Makoto, ale przecież za chwilę mieli walczyć? Wraz ze znakiem do walki spoważniał, wyglądał teraz jak Kinji - wyprany z emocji. Nie czekał na to, co zrobi zielonowłosy. Był szybki, więc ruszył po łuku na swojego przeciwnika, jego dłonie były zaciśnięte. Makoto wiedział, że był wolniejszy, musiał zareagować szybko, bo Hibiki był już pięć metrów od niego i wciąż się zbliżał, zachowując dosyć niską pozycję, pochyloną do przodu.

//W razie pytań - konfa. Jak ktoś chce, to mogę rysować mapki, ale raczej nie będą potrzebne. Pozwoliłem sobie nie czekać na to, aż każdy napisze posta z tym jak staje na polu walki, bo to przedłużanie. Przejdźmy do akcji.
Powrót do góry Go down
Rejeł

Rejeł

Liczba postów : 6
Join date : 21/10/2019

Alegoria Przygody Empty
PisanieTemat: Re: Alegoria Przygody   Alegoria Przygody EmptyPon Paź 21, 2019 6:01 pm

Makoto napisał:
Rozmowa z ciut natrętną koleżanką zeszła teraz na dalszy plan. Jej słowa nie miały dla niego już większego znaczenia, chociaż dość brutalna świadomość pozostawała gdzieś w jego umyśle. Niemniej, nastolatek postanowił skupić się na tym, co miało się rozpocząć. Na samą myśl o możliwym oglądaniu walk w jego oczach pojawiły się drobne iskierki podekscytowania, które niedługo później stłamsił cień zwątpienia.
- T-Tak! - wydusił z siebie zaskoczone zgłoski, kiedy tylko dosłyszał swoje imię, aby skinąć przy tym głową i udać się w odpowiednie miejsce. Dopiero wtedy pogrążony w myślach zielonowłosy uświadomił sobie, z kim przyszło mu się zmierzyć. Uśmiechnął się nieznacznie, wzdychając przy tym, jakby miało to jakoś odegnać potencjalne nerwy, czy wątpliwości. - Powodzenia - rzucił jeszcze tylko nieco spokojniej, mając na uwadze to, że jego przyjaciel raczej nie byłby szczęśliwy, gdyby nie potraktował tego poważnie. Z tego też powodu niemal od samego początku był skupiony na ruchach Hibikiego. Nawet jeśli nie pokazywał zbyt wiele, to sam Makoto raczej byłby w stanie rozpoznać podstawowe manewry związane z walką wręcz, toteż mógł spróbować jakoś wybronić się przed stosunkowo prostą szarżą, a może nawet przewidzieć jej względną kolejność. Stworzyły szybko dwa swoje Bunshiny, aby stworzyć lekkie zamieszanie. Posłałby klony tak, aby te udały się w prawa i lewą stronę, a on sam udawałby 'cień' pozostawiony jako trefny worek do bicia. Przyjąłby więc defensywną postawę, mając na uwadze każdy ruch przeciwnika. Wszystko po to, aby w przypadku zwyczajnej szarży wyminąć go w odpowiednim - we własnym uznaniu - momencie, czy w przypadku ataku spróbować przyjąć go tak, aby ten główna siła uderzenia skupiła się na jego przedramieniu. Nie zamierzał jednak pozostawać w wiecznej defensywie. Kiedy tylko sparowałby jakoś potencjalny atak lub wyminął swojego przyjaciela, wtedy spróbowałby sprawnie i płynnie przejść do jednej ze znanych mu sztuczek, a dokładniej do - Dainamikku Akushyon. Miał zamiar wykorzystać przy tym obrót, aby znaleźć się z boku swojego oponenta i utrudnić mu tym samym nieco obronę, zaś pierwszym kopnięciem z pół obrotu celowałby najpewniej w tył kolana swojego przeciwnika, coby naruszyć jakoś jego równowagę i utrudnić dalszą obronę. Potencjalna, dalsza seria ciosów nie miałaby większego znaczenia, zważywszy na zasadę, jaka obowiązywała w tym starciu, niemniej skupiłby się pewnie na obiciu rąk, czy klatki piersiowej nastolatka, coby utrudnić mu później wyprowadzanie ataków. Gorzej jeśli dalsze ataki nie byłyby nazbyt pewne, wtedy też pewnie odskoczyłby od Hibikiego, woląc zachować bezpieczny dystans, aniżeli dać się trafić ot tak przez nieuwagę.

Co jeśli ten jednak złapie się na cienistą sztuczkę i zaatakuje najpierw klony? Wtedy zielonowłosy spróbowałby wykorzystać moment jego nieuwagi i samemu przeszedł do jakże wielkiego ataku pod postacią Dainamikku Entorī. Chociaż w tej wersji stawiałby pewnie wszystko na powodzenie tego ataku, bo raczej wykonując go nie miałby czasu, aby w przypadku zagrożenia podmienić się ze skałą na środku.

Tatsuo napisał:
Echhhhh, te dzieciaki były ślepe, czy jak? Tatsuo zrobił zarąbistego fikoła, a potem eleganckie, mięciutkie lądowanie, ale co z tego, skoro nie miał za bardzo kto docenić tej wspaniałej akrobacji. Owszem, parę rówieśników widziało jego wyczyn, ale zdaniem młodego Uchihy było to stanowczo zbyt mało. Gibkiemu bohaterowi nie pozostało więc nic innego jak z umiarkowanym zadowoleniem dołączyć do reszty zgrai. Zaduma nad brakiem godnej widowni trwała zaledwie krótką chwilę. Nie dość, że umysł młodzieńca rzadko kiedy jakoś szczególnie rozpamiętywał świeże wydarzenia, to jeszcze dość prędko pojawiło się coś, co całkowicie zaabsorbowało uwagę - zbiórka!  
Podekscytowany ustawił się w pierwszym rzędzie. Chciał nie tylko widzieć i słyszeć wszystko jak najwyraźniej, ale liczył też, że dzięki temu dostanie jedną z pierwszych walk sparingowych. Z delikatnym, pozytywnym poddenerwowaniem i z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy obserwował rozwój sytuacji. Grupie młodych studentów objawił się nie jeden, lecz kilku Kinjich. Każdy z nich miał pilnować jednego z równolegle toczonych starć - brzmiało super. Najlepsze rzeczy zostały jednak dopowiedziane nieco później. W walkach treningowych młodzi adepci sztuk shinobi nie musieli się wcale ograniczać!  
- To im tak pokażę, hehe, że będą żałowali tych zasad - skomentował dość cicho pod nosem, co mogło usłyszeć kilku dzieciaków koło niego. Ot, standardowe przechwałki, jedne spośród wielu wypowiadanych na co dzień przez Uchihę.
Czekał z niecierpliwością na swój przydział i na całe szczęście jego cierpliwość nie została wystawiona na dużą próbę. Jeden z Kinjich obwieścił obecność Tatsuo w drugiej parze sparingowej. W sumie to chłopak nawet nie wiedział, czy jego walkę będzie sędziować ten prawdziwy Kinji, czy tylko ktoś inny pod jego postacią, ale nie uważał to za jakkolwiek istotne.
Znacznie ważniejszym faktem była tożsamość jego sparingpartnera, a raczej... sparingpartnerki! Akrobata w pierwszej chwili chciał składać zażalenie, że dostał dziewuchę i nie będzie mógł się w pełni wykazać, ale zaraz po tym uświadomił sobie, że Miyuki była największą ze wszystkich dziewuch. Ba, była ona chyba nawet nieco wyższa od niego, no i miała ten swój głupi kijaszek.
Nie trzeba było go pospieszać. Lada moment, a już był ustawiony na placu boju i wyczekiwał rozpoczęcia walki. Oczami wyobraźni malował już najróżniejsze scenariusze, ataki, trikasy. Ciężko mu było się zdecydować, co w ogóle zrobić najpierw. Miał przecież tyle zagrań, a wszystkimi warto było się pochwalić!

[/url=h.ttps://youtu.be/6QvMcQ2Eejo]>>theme<<[/url]
Trafił swój na swego, czy tam swój na swoją, no nieważne. Miyuki na dzień dobry dała mały popis swoich umiejętności władania bronią drzewcową. W gruncie rzeczy nawet fajnie to wyglądało, ale Tatsuo nie mógł w żadnym wypadku złożyć jakiegokolwiek pochlebstwa w kierunku przeciwniczki. Może i zwinnie kręciła swoim patykiem, ale Uchiha zwinnie kręcił nie kijkiem, a swoim ciałem! No i wiadomo, kij jest sztywny jak... kij, a jego ciało było gibkie jak wąż. I to jakiś zwinny wąż.
- To patrz na to! - krzyknął zadziornie, a potem pochylił się do przodu i szybko fiknął na ręce, odrywając przy tym stopy od podłoża. Po tej zmianie postawy szybko zarzucił nogami w bok, by wprawić swoje ciało w ruch rotacyjny. Przekładając na przemian ręce, wykonał kilka [/url=ht.ps://media1.tenor.com/images/6f454afaf7c574dcee611bce5edc1b72/tenor.gif?itemid=4883537]>obrotów<[/url], a potem jeszcze bardziej obniżył swój środek ciężkości, by pod koniec pokręcić się już nie na rękach, lecz na plecach i barkach, niczym bączek.
Zaraz po tym przerwał rotację w dość nagły sposób, dokonując swego rodzaju "zamrożenia" - zastygł, opierając się o podłoże jedynie dłońmi oraz kawałkiem lewego boku. Złączone nogi miał wystawione w górę, nieco pod skosem, by utrzymać balans ciała.
Z tej właśnie pozycji wykonał swój pierwszy atak. Na moment oderwał od podłoża prawą dłoń, by sięgnąć nią do kabury po pojedynczego shurikena i ruchem wprawionego nadgarstka wyrzucić stalową gwiazdkę wprost w dziewczynę.
Jeżeli ta nie uszanowała jego spektaklu i postanowiła ruszyć na niego lub zrobiła to zaraz po ciśnięciu shurikenem, to Tatsuo niczym sprężynka skoczy na równe nogi i skupi się na zachowaniu dzielącego ich dystansu.
Choć za żadne skarby nikomu by się do tego nie przyznał, to jednak czuł się nieco pewniej trzymając tę wysoką dziewuchę na odległość.  

Sachi napisał:
Sachi nie wyróżniała się z tłumu innych uczennic akademii. Tak jak inni przygotowywała się do zapowiedzianego sparingu, powtarzając znane sobie techniki czy rozważając swoje możliwości w walce z konkretnymi przeciwnikami. Większość czasu jednak jedynie obserwowała, co jej koledzy i koleżanki robią podczas tych przygotowań. Dawało to jakiś wymiar tego, czego powinna się spodziewać od każdego z nich, a popisy tylko ułatwiały jej obserwację. Problem pojawiał się jednak, gdy przypatrywała się ukradkiem popisom chłopców. Bardzo nieśmiało i niepewnie przypatrywała się ich wyczynom, co chwila odwracając wzrok. Gdy tylko sensei wyszedł, ruszyła na pole treningowe, by rozgrzać swoje stawy i przygotować się na walkę. W duchu liczyła na to, że będzie to jedna z jej koleżanek...
Nie musiała długo czekać na początek całej akcji. Stała blisko Haru i słuchała wszystkiego, co Sensei miał do powiedzenia na temat sparingów, które mieli właśnie przeprowadzić. Cztery areny, każda obserwowana przez innego shinobi, który jedynie przybrał wygląd ich nauczyciela. Z uwagą wysłuchała zasad, które wydawały się być bardzo proste i przejrzyste - uderz przeciwnika, nim on to zrobi. Mimo to w głowie Sachi zrodziła się jakaś niepokojąca myśl, że wcale nie będzie to takie proste i od razu poczuła, jak do gardła podchodzi jej gula. Głośniej przełknęła ślinę. Będzie dobrze, ćwiczyłaś do tego przez długi czas. nie ma powodu, żeby źle ci poszło. Musisz jedynie zaprezentować swoje mocne strony. Zagubiona we własnych szalejących myślach niemal przegapiła swoją kolej i ruszyła za sędzią i Yuhiko z małym opóźnieniem. Kolejność wywoływania nie miała aż takiego znaczenia - w końcu trzy inne pary będą walczyć w tym samym czasie.

Arena była dość prosta i umożliwiała bardzo niewiele sztuczek. Podmiana do kamienia, zamiana... Na otwartym polu walki ciężko byłoby jej nawet użyć klona do porządnego zmylenia przeciwnika. Podchodząc do swojego miejsca naprzeciw Yuhiko, liczyła odległości od siebie, do przeciwniczki i od siebie, do najbliższego kamienia (Miarka w oczach). Chciała wiedzieć, jaką miała szanse na użycie Kawarimi, gdyby sprawy poszły w bardzo złym kierunku... W duchu jednak była bardzo zadowolona z tego, z kim walczyła. Yuhiko może nie była jej dobrą koleżanką, ale była dziewczynką, co pozwalało Sachi na niekrępowanie się aż tak, niż gdyby przyszło jej walczyć z kolegą. Dodatkowo fakt, że była Nara dawał młodej Nemuri zakres jej umiejętności i dla blondynki było jasne, że jej walka może być wygrana lub przegrana zależnie od jednego znanego jej czynnika - techniki klanowej. Czy Yuhiko ją opanowała? Była to dla Sachi jedna wielka niewiadoma, jednak rozwaga, o której powtarzała jej mama, by być przygotowaną na każdą ewentualność, brała górę. Nemuri więc wolała założyć najgorszy dla siebie scenariusz. Zwłaszcza, że charakter białowłosej był jasny - była cwana i przebiegła; nie było dla Sachi jasne, co właściwie myślała lub planowała.
Czekając na sygnał do rozpoczęcia, Nemuri stanęła w lekkim rozkroku, z prawą stopą nieznacznie z przodu, a w prawej dłoni mając kunai. Wyciąganie bokkena na samym początku było nierozsądne, bo ograniczało jej możliwości ninjutsu, a na razie chciała jedyne sprawdzić, co Yuhiko planowała. W drugiej ręce miała swój przydział żyłki. Drewniany miecz wisiał przy jej lewym boku, a reszta ekwipunku wygodnie leżała w jej torbie, gotowa do użycia.
Pojawił się sygnał. Przeciwniczka zaczęła niezwykle szybko zawiązywać pieczęci do jednej z podstawowych technik, ale Sachi nie czekała na oklaski i zaczęła przekazywać energię do żyłki za pomocą Suienzou no Jutsu. Moment zawahania Nemuri pojawił się tak szybko, jak rozwiał się dym dookoła przeciwniczki. Zmieniła się w chłopca. Kolegę z klasy. Inuzukę. W jednej chwili umysł blondynki przestał pracować, wypełniony gorącym uczuciem stresu. Adrenalina, która momentalnie napełniła jej ciało, zablokowała jej ciało tak, jak stała, pozwalając patrzyć jej na perfidny uśmiech Yuhiko i bieg, który przypuściła w jej stronę. Jej umysł doskonale wiedział, że przed nią była Yuhiko, białowłosa lisica, która umiejętnie wykorzystała słabość Sachi, jednak serce dziewczynki nie akceptowało widoku, który przed sobą widziała, bo było to zbyt nagłe.
Czuła się, jakby weszła głęboko pod wodę i nie mogła oddychać, a cały świat spowolnił. Zrobiła krok w tył. Dystans między dwoma dziewczynkami drastycznie się zmniejszał. W głowie pobrzmiewały jej słowa mamy... i taty.
Sacchan, wiesz co musisz zrobić, gdy jakiś straszny pan biegnie w twoją stronę i chce zrobić ci coś złego? - miękki, ojcowski głos przebijał się przez jej świadomość niczym promyki słońca przez chmury.
Pokazać mu, że z dziewczynkami się nie zadziera. - stanowczy, choć delikatny głos mamy zachęcał ją, by zawsze stawała naprzeciw chłopcom, nawet, jeżeli się bała. Jeżeli było bardzo strasznie, po wszystkim ciepłe ramiona rodziców były w domu i czekały, by ją pocieszyć.
Yuhiko musiała być już całkiem blisko, gdy Sachi odzyskała kontrolę nad sobą i pozostało jej niewiele możliwości do działania. Jeżeli przeciwniczka była niemalże przed Nemuri, ta zamierzała wykorzystać Yōdō, by ustąpić jej z drogi i pozwolić jej wykonać kilka kroków w przód tak, by miała odsłonięte plecy. Blondynka nie miała wystarczająco długiej broni w dłoni, by próbować wytrącić tanto z dłoni Nary, więc nawet tego nie próbowała - chciała się po prostu ustawić najpierw bokiem do przeciwniczki, a później tak, by być twarzą do jej pleców, wykonując jeden, płynny ruch. Po nim zamierzała rzucić kunai w plecy lisicy i odskoczyć na bezpieczniejszą odległość.
Jeżeli jednak była nieco dalej, młoda Nemuri postanowiła rzucić wszystko, na jedną kartę i za pomocą wcześniej przygotowanej żyłki chwilowo zatrzymać szarżę Yuhiko. Dwa palce wskazywały kierunek i osobę, do której żyłka miała pomknąć, a tuż po tym Sachi zamierzała rzucić swoim kunai w przeciwniczkę i podbiec do niej, by szybkim wysunięciem bokkena w górę trafić w jej brzuch najmocniej, jak potrafiła. Jeżeli technika nie zadziałała odpowiednio szybko, plan z Yōdō byłby w użyciu.

Rejeł napisał:
Walki się rozpoczęły, a wraz z nimi doping. Każdy miał jakiegoś swojego faworyta i nie było niczym dziwnym, że najgłośniej słychać było skandowane imię "Tatsuo", chociaż jego walka wcale nie przyciągnęła największego tłumu. Koledzy byli jednak lojalni i tak jak imponował im trikami, tak teraz oczekiwali spektakularnego popisu umiejętności, a najlepiej klanowych. W końcu był Uchiha. Toteż między krzykami dało się wyłapać pojedyncze "Sharingan! Dawaj Sharingan!" wszak to Doujutsu było swoistą legendą w Konosze. Najciężej było określić co odczuwa widownia walki Sachi z Yuhiko. Jedni byli zdziwieni, drudzy rozbawieni, a trzeci poniekąd zniesmaczeni zagrywką młodej Nary. Jednak najbardziej skupieni byli ci, którzy obserwowali walkę Makoto i Hibikiego. Drugi z chłopców miał nawet swoich kibiców, którzy jednak nie robili wielkiego hałasu. Walka Inuzuki z Hyuugą ruszyła z kopyta i jedynie tyle dało się stwierdzić zza pleców dzieciaków i sędziego.

Młody Uchiha dawał tłumowi niekoniecznie to, czego chcieli, ale i tak pozostawali zadowoleni. Cieszyli się jak to dzieci, gdy czarnowłosy dokręcał kolejny obrót w swojej tanecznej gimnastyce. Jego przeciwniczka stała uśmiechnięta, ale przygotowana do walki. Dla niej wystarczyło trzymać kij oburącz i to była pozycja. Za to niewygodną pozycję wybrał sobie Tatsuo, by rzucić shurikenem. Ruch był zaskakujący, ale też doskonale widoczny i, niestety, nie tak precyzyjny jak zazwyczaj. Broń śmignęła w kierunku dziewczyny, chociaż nieco bardziej w jej prawy bok, niż środek ciała. Miyuki nie spodziewała się nagłego ataku, ale miała wystarczająco czasu, by zareagować prostym ruchem - krótkim smagnięciem końcem kija z góry na dół. Nie było to idealne trafienie, shuriken oberwał w bok, obracając się pionowo i w ten sposób wbijając w ziemię niedaleko dziewczyny. Jej uśmieszek znikł, chyba nie była zadowolona z podstępnego planu Uchihy, zatem ruszyła do przodu. Kij zostawiła jakby delikatnie za sobą tylko po to, by zahaczyć jego końcem shurikena za otwór w środku i niezgrabnym ruchem kija cisnąć gwiazdką w Tatsuo. Ten zareagował szybko, wybijając się z rąk i lądując kawałek do tyłu. Jeszcze jak był w powietrzu shuriken odrzucony przez Miyuki zahaczył o jego koszulkę, robiąc w niej drobną dziurkę. Nie było to trafienie, a sędzia nie przerywał walki. Gwiazdka bez rotacji nie trafiła samego czarnowłosego, a jedynie jego ubiór. Dziewczyna zbliżała się, a Tatsuo musiał podjąć męską decyzję - czy wycofać się, zachowując dystans i poniekąd uciekając przed babą z kijem, czy spróbować stawić jej czoła? Była już może 5 metrów od młodego Uchihy. Kij trzymała wciąż oburącz, ale nad lewym ramieniem, jakby szarżowała z uniesioną włócznią. Robiło się niebezpiecznie. Za plecami Tatsuo było jeszcze sporo terenu, pewnie z ponad 10 metrów.

Niektóre walki działy się na oczach wszystkich, ale walka Sachi była tą, która odbywała się też poza nimi. Yuhiko w formie Kousuke sprytnie postanowiła wykorzystać strach swej przeciwniczki. Skutecznie ją zszokowała, co Nara dostrzegła i wtedy coś jakby błysnęło w jej oczach. Kontynuowała swoje natarcie - biegła dalej po prostej na Sachi. Białowłosa miała za plecami słońce, które wciąż było wysoko, ale nie oślepiało. Czas mijał, Nara się zbliżała i zdawało się, że będzie to koniec pojedynku, ale nagle Sachi się ocknęła. Do kamienia miała w tym momencie siedem metrów, za to jej przeciwniczka była już... blisko, za blisko, aby zastanawiać się jak bardzo. Błyskawiczny plan poszedł w ruch. Yuhiko chciała po prostu ciąć swoim drewnianym tanto, trafić przeciwniczkę nisko, na wysokości uda, lecz ta szybko stanęła bokiem. Nie przewidziała, że Nara nie wbiegnie w nią, więc zaraz po kroku w bok, musiała nieco zakłócić płynność przewidzianego ruchu i zrobić kolejny krok, by znaleźć się centralnie za plecami białowłosej. Yuhiko, chociaż nie widziała przeciwniczki, to musiała być świadoma jej pozycji. Obróciła się przez lewe ramię, podczas odskoku na niecałe pół metra do przodu, przed siebie i ujrzała, że Sachi już zaczyna ciskać w nią kunaiem. Nawet nie czekała na odpowiedni moment, a spanikowana rzuciła się w swoją prawą stronę, niezgrabnie przetaczając się przez ramię. Sachi odskoczyła, a Yuhiko, w formie Kousuke, stała pobrudzona ziemią, z drewnianym tanto w prawej dłoni. Lewa dłoń powędrowała do torby, którą miała nad lewym pośladkiem, ale pozostała tam na dłużej. Obie dziewczynki mierzyły się teraz wzrokiem, a wprawne oko Sachi mierzyło również odległości. Znajdowały się teraz 7 metrów od siebie, stojąc po ukosie. Yuhiko była bliżej lewego rogu połowy pola przeciwniczki. Miała za sobą dobre ponad dziesięć metrów terenu. Sachi zaś niewiele się ruszyła. Krok w bok, obrót, odskok. Miała za sobą całą połowę pola, z którego zaczynała białowłosa. Najbliższy kamień znajdował się teraz niewiele ponad pięć metrów za plecami Nemuri, która pozbyła się kunaia z dłoni, który wbił się w ziemię, ale wciąż miała metalową żyłkę, którą zdążyła napełnić chakrą.

Pojedynek Makoto z Hibikim zdecydowanie najbardziej przypominał klasyczną walkę. Przeciwnik zielonowłosego również życzył mu powodzenia i ruszył z, prawdopodobnie, ofensywą. Biegł po łuku tak, by znaleźć się z lewej strony Makoto, ale ten nie zamierzał przyglądać się nadciągającemu zagrożeniu, więc zareagował składając pieczęcie do wszystkim znanej techniki. Hibiki zdecydowanie zwolnił bieg, szybko oglądając się na obie repliki swojego oponenta, które ruszyły w dwóch kierunkach. To spowolnienie trwało może dwie sekundy, gdyż natychmiast przyśpieszył. Znajdował się coraz bliżej Makoto, ale jego przeciwnik dalej stał, niczym Bunshin, chociaż gotowy do obrony. Przygotowany na schematyczny, najskuteczniejszy atak z kierunku Hibikiego, by następnie wymierzyć własny, a może nawet grad własnych. Jego przyjaciel znajdował się już prawie cztery metry od niego, może nawet trzy, gdy nagle rzucił się na swoje lewe udo, by wślizgiem zbliżyć się do Makoto. Podczas niego w garść nabrał piachu, którym cisnął w oczy zielonowłosego w momencie zatrzymania się tuż przy nim. Nie tego spodziewał się młody adept taijutsu i chociaż piach nie dostał się do jego oczu, bo je zdążył zamknąć, to stracił widok na przeciwnika. Dosłownie na chwilę. Tłum nabrał gwałtownie oddechu, wręcz zamarł w oczekiwaniu na cios Hibikiego, ale to nie nastąpiło. Za to Makoto poczuł, że jego koszulka się podniosła. Oczom wszystkich obserwujących ukazał się [.url=ht.tps://i.pinimg.com/236x/12/f6/d8/12f6d8873377190ec227f5ae7c0d51e7--naruto-tattoo-anime-tattoos.jpg]dziwny tatuaż[/url] znajdujący się na brzuchu zielonowłosego. Hibiki rozchylił usta w zaskoczeniu i natychmiast odskoczył na jakieś dwa metry do tyłu, przyjmując pozycję.
- Co to za wygłupy? Hibiki, pierwsze i ostatnie upomnienie. - odezwał się sędzia, ale chłopak nawet nie zwrócił na niego uwagę. Wpatrywał się w Makoto, wciąż jakby zdezorientowany lub zaskoczony tym, co ujrzał. Co chciał osiągnąć? Czego się spodziewał? Ciężko było powiedzieć cokolwiek o Hibikim. Był zdecydowanie tym tajemniczym, chociaż niekoniecznie starającym się takim być. Otworzył usta, znów, jakby chciał coś powiedzieć, ale wstrzymał się. Westchnął ciężko i pokiwał głową, jakby się zgadzając.
- Przepraszam. - odparł krótko i czekał na swojego przeciwnika. Tłum w tym momencie był pogrążony w półszepcie. Większość coś gadało, przyglądając się Makoto. Jedni zdawali się być zaskoczeni, zupełnie zbici z tropu o co chodziło Hibikiego i czym jest ten tatuaż. Inni wyglądali bardziej na zaciekawionych, a inni jakby Makoto im tym zaimponował. Każdy rozumiał to inaczej, ale pojedynek trwał i chłopiec z blizną to rozumiał. Stał w lekkim rozkroku, jego ręce znajdowały się na wysokości klatki. Dłonie były otwarte, ale gotowe, by zacisnąć się w pięść, gdy nadejdzie pora. Teraz inicjatywę musiał przejąć Makoto, bo Hibiki nie zamierzał się ruszyć.

Makoto napisał:
Nie trzeba raczej o tym mówić, że sam Makoto wolałby aktualnie oglądać inne walki, aniżeli w takowej uczestniczyć. Mimo wszystko, zielonowłosy traktował to dość poważnie. Być może z tego też powodu skupił się na niej ciut za bardzo, przez co jego myśli nakierowane były na zwyczajną, czystą bitkę. Chciał wypaść przy tym jak najlepiej, jednak nie to miało być główną atrakcją tej potyczki. To samo można było powiedzieć o piasku, który pomknął w jego stronę, na co ten nie mógł zbytnio zareagować. W naturalnym odruchu przymknął oczy i spróbował postąpić krok w tył, przeklinając się w myślach za to, że dał się tak łatwo podejść. Sam już chłopak częściowo nastawił się na to, że jego potyczka dobiegnie końca nim właściwie mogłaby się na dobre rozkręcić, jednak... nic takiego się nie stało, acz odgłosy tłumu stopniowo przedzierały się przez jego myśli, a lekkie zakłopotanie wynikające z całej tej uwagi odmalowało się na jego twarzy przez delikatne jej zaczerwienienie.

Swoista forma zażenowania jednak nie trwała zbyt długo, ustępując miejsca zaskoczeniu. Temu zaś towarzyszyła lekka obawa o to, że dziwny symbol stanie się głównym tematem wszystkich osób w klasie. Niemniej, to właśnie delikatny szok zaczął przeważać zarówno w jego postawie, co nawet bardziej było dostrzegalne - w jego oczach. Pytające spojrzenie padło na jego przeciwnika, a sam Makoto poprawił tylko swoją bluzkę.
- D-Dlaczego? - wydusił tylko niepewne pytanie, kompletnie nie rozumiejąc zaistniałego procederu. Niemniej, słysząc słowa sędziego uświadomił sobie to, że pojedynek w dalszym ciągu trwał. Przełknął nerwowo ślinę, odganiając na razie problematyczne myśli na bok, aby to raz jeszcze skupić się na potyczce. Nie czekałby na jakieś przyzwolenie, a spróbowałby skrócić niewielki dystans między nimi tak, aby wyprowadzić szybkie uderzenie prawą ręką, obierając za cel lewy bok jego głowy, czemu miał wtórować drugi cios tym razem z lewej pięści na prawą stronę. Oczywiście sam nastolatek uważałby na jakikolwiek potencjalny kontratak, będąc gotowym na to, aby jakoś odsunąć się przed tym lub uchylić. W końcu wypadało wykorzystać jakoś swoją nieco mniejszą posturę, aniżeli jego przeciwnika. Co jednak mogło być głównym problemem w samym ataku? Gdyby Hibiki spróbował pochwycić jego rękę, wtedy najpewniej sam Makoto zrezygnowałby z dalszego ataku, aby to samemu pochwycić rękę przeciwnika, aby spróbować go wyminąć, wyginając mu przy tym kończynę, aby po znalezieniu się potencjalnie za chłopakiem, podciąć jego nogi i powalić na ziemię. Gorzej jednak, jakby takowa zmiana położenia nie była tak prosta, bo sam zostałby jakoś uprzednio unieruchomiony, czy zatrzymany. Wtedy jednak pewnie wszystko zależałoby od tego, w jakiej pozycji by się znalazł.

Tatsuo napisał:
Podobało mu się, że skandowano jego imię i kibicowano jego zwycięstw. Czuł się dzięki temu jak największy prawilniak. Gorzej z nawoływaniem do aktywowania wyjątkowego doujutsu, którego... jeszcze nie opanował. Tatsuo robił jednak dobrą minę do złej gry. Minął tą był kwaśny uśmiech w chwili, gdy tłum żądał ukazania tego, z czego słynął klan Uchiha. Troszeczkę go to rozdrażniło i wzmogło w nim chęć do jeszcze większego wykazania się i udowodnienia, że wcale nie potrzebuje Sharingana na jakąś siksę z kijkiem.
Wyrzucony z dziwnej pozy shuriken nie wygrał walki, ale nie było to jakimś większym zaskoczeniem, choć rzut i tak wyszedł mniej celnie niż chłopak z początku planował. Zaskoczeniem była jednak późniejsza akcja Miyuki, która za pomocą drzewcowej broni sięgnęła po jego stalową gwiazdkę i użyła jej przeciw niemu. Skubana!
Uskoczył najszybciej, jak tylko mógł, ale pocisk i tak drasnął jego koszulkę. I choć oficjalna wersja wydarzeń według Tatsuo była taka, że unik został perfekcyjnie wyliczony do trajektorii ataku, to tak naprawdę w tym momencie troszeczkę wydygał.
Pędziła na niego, a on nie zamierzał wchodzić w zasięg kija. Spróbował odzyskać dystans, co zrobił poprzez wyrzucenie dwóch kolejnych shurikenów w stronę swojej rywalki. Celował w dolne partie ciała, by zmusić dziewuchę do zmiany kierunku biegu. Samemu zaś wykonał czym prędzej kilka odskoków w tył, by nieco zbliżyć się do krawędzi pola walki. Jeżeli Miyuki wciąż uskuteczniała swoją szarżę i była całkiem niedaleko, to cisnął kolejnymi dwoma shurikenami.
Wszystko po to, by zdobyć nieco czasu i móc szybciutko złożyć trzy pieczęci. Baran, wąż, tygrys, a potem natychmiastowe wyzwolenie energii i stworzenie czterech niematerialnych klonów. I co ciekawe, nie stworzył ich obok siebie, jak to zazwyczaj się robiło, tylko przed sobą i za sobą w równiutkim rzędzie. Trzy klony przed nim - każdy kolejny tuż przed poprzednim, jeden klon za nim.
Akcyjkę miał już zaplanowaną, a była ona uosobieniem jego stylu walki. Od razu po pojawieniu się każdy Tatsuo miał wykonać swój ruch. Ten na samym przodzie ruszył sprintem na Miyuki. Drugi w kolumnie wyskoczył do góry, by zrobić przewrót w tył i odwrócić tym samym uwagę. Trzeci wykonał klasyczną gwiazdę, za pomocą której miał sprawnie przemieścić się w prawo. Czwarty, czyli prawdziwy Uchiha, miał też zrobić gwiazdę, tyle że już w lewo. Ostatni pozostał na swoim miejscu, ugiął tylko nogi w kolanach i wykonał zamach, tak jakby szykował się do rzutu shurikenem.
Zaplanowana akcja oprócz zabłyśnięcia przed widzami miała swój cel – rozproszyć uwagę przeciwniczki, a może i nawet całkowicie ją zdezorientować co do tego, który Tatsuo jest prawdziwy. Właśnie dlatego gwiazdor umieścił się w zwartym rządku i czynił podobne ruchy, co jego bunshiny.
Wykonawszy gwiazdę w lewo zrobił jeszcze jednego, dalekiego susa, by nabrać dystansu, a potem miał zamiar przejść płynnie do ofensywy – głowę miał pełną pomysłów, a dobór tego konkretnego zależał od sytuacji, jaka właśnie istniała na polu walki.  

Hijutsu: Akrobatyczny Tatsuo Bunshin!!!


Sachi napisał:
Szybkie działanie uratowało jej skórę. Stojąc w odległości od Yuhiko i patrząc na jej pobrudzoną aparycję, Sachi była zarówno zadowolona, jak i nieco uspokojona. Nie przegrała dlatego, że jej własny strach nad nią zawładnął. Wciąż była w walce, a to znaczyło, że wciąż miała szanse wygrać. Wzięła głębszy oddech i znów stanęła w pozycji, wystawiając jedną nogę do przodu i obniżając swój środek ciężkości. Zamierzała również wysunąć się nieco do przodu, pochylona, by móc zarówno szybko odskoczyć, wykonać unik, jak i szybko wystartować wprost na przeciwniczkę. Wypuściła powietrze z płuc, obserwując działania Nary. Na samą myśl, że musiała walczyć z takim podstępem napełniała ją niepewnością, jednak mogła walczyć albo poddać się już na miejscu... Wiedziała, że jej przeciwniczką jest Yuhiko, że pod przykrywką znajduje się dziewczynka w jej wieku, ale aparycja sprawiała, że bała się wykonać jakiś nieprzemyślany ruch. Mimo wszystko nie mogły stać w jednym miejscu.
Po namyśle, Nemuri postanowiła przejść do ofensywy. Była wciąż pochylona, gdy zbliżyła wolną dłoń do rękojeści bokkena. Drugą dłoń, z linką, skrzyżowała z pierwszą, więc wyglądało to niemal tak, jakby tuliła się do siebie. Chodziło bardziej o ukrycie tego, co zamierzała, aniżeli ograniczenie własnych ruchów. Minęła chwila, a Sachi zaczęła biec na przeciwniczkę nie zmieniając pozycji, przez co bieg ten musiał wyglądać dość kulawo, jednak jakoś musiała zmniejszyć dystans. Starała się obserwować to, co robi Yuhiko, zwłaszcza patrząc na jej lewą dłoń, która była ukryta.
Gdyby przeciwniczka wyciągnęła dłoń i wyglądałoby tak, jakby zamierzała czymś rzucić, Nemuri zamierzała wyprostować rękę, w której trzymała żyłkę i za pomocą tej samej dłoni wykonać gest wskazujący na Narę, by linka unieruchomiła jej ruchy, prędzej czy później. Gdyby udało jej się jednak czymś rzucić, Sachi zamierzała wyciągnąć bokken, zatrzymać się i, jeżeli zajdzie taka potrzeba, odskoczyć lub wykonać Yado lub Mikazukigiri (zależnie od tego, co miało większą szansę powodzenia uniknięcia ataku jak i tego, czy uda jej się sprawnie wyciągnąć bokken, czy też nie). Po uniku sięgnęłaby do torby i rzuciła w Narę czymkolwiek, co udałoby jej się chwycić w sztuce jeden.
Gdyby przeciwniczka nie wyciągnęła dłoni, plan wyglądał podobnie. Linka poszłaby w użycie w momencie, w którym Sachi miałaby kilka kroków do Yuhiko w ten sam sposób i nie czekając na to, aż dziewczyna zareaguje, Nemuri zamierzała wyciągnąć bokken i płynnym ruchem wykonać cięcie w bok, by uderzyć w przeciwniczkę, nawet gdyby zamierzała wykonać unik. Po wykonaniu tego, odskoczyłaby w tył, niezależnie czy trafiła czy nie.
Powrót do góry Go down
Rejeł

Rejeł

Liczba postów : 6
Join date : 21/10/2019

Alegoria Przygody Empty
PisanieTemat: Re: Alegoria Przygody   Alegoria Przygody EmptyPon Paź 21, 2019 6:01 pm

Rejeł napisał:
Każdy już zasmakował chwili walki, poznał odrobinę stylu swego rywala i, co najważniejsze, zrozumiał co ich różniło. Każdy rozwijał się w podobnym tempie, chociaż wiadomo, że niektórym szło gorzej, a niektórym... wyśmienicie. Nikt jednak nikogo nie wyprzedzał w znaczący sposób, a więc w sparingach chodziło o wykorzystanie swoich zalet przeciwko wadom oponenta. I niektórzy byli w tym doskonali, a przykładem była Yuhiko, względnie słaba studentka akademii. Od innych wiele oczekiwano, jakby każdy z Uchiha był od urodzenia chodzącą legendą. Tatsuo musiał zmagać się z poziomem wyznaczonym przez klanowiczów i presją społeczeństwa. Makoto zaś był czarnym koniem sparingów, chociaż po słabym początku dało się wyczuć, że widownia spisała go na straty. Sachi była najprawdopodobniej największym zaskoczeniem. Nie dość, że zmagała się ze swoim największym problemem, to prowadziła przytłaczającą ofensywę, z którą jej przeciwniczka miała problemy.

Jednak pojedynek dziewczyn trwał dalej i ciężko było określić potencjalną zwyciężczynię. Ramiona Sachi skrzyżowały się tak, że prawa - trzymająca bokken - była pod lewą - trzymającą linkę. Nara uważnie przyglądała się swojej oponentce, ale dalej wyczekiwała na jej konkretny ruch i dalej miała dłoń ukrytą w torbie. Szarża może nie wyglądała najzgrabniej, ale nie chodziło o efektowność, a przynajmniej nie w tym pojedynku, lecz o efektywność. Dezorientacja była ważnym punktem, bardzo widocznym w każdym odbywającym się sparingu. Element zaskoczenia, niewiedzy, dezinformacji. Sachi była już dosyć blisko, a Yuhiko dalej stała w tej samej pozycji. Prawdopodobnie czekała na odpowiedni moment, bo gdy tylko złotowłosa stanęła na lewą nogę, to wyciągnęła z torby dłoń, a w niej kunai. Nie było czasu na konkretne celowanie i zamachy do prawidłowego rzutu, a tym bardziej na przyglądanie się. Nemuri była jednak szybsza, nieznacznie, ale wystarczająco, bo to jej linka pomknęła w kierunku wskazanym przez dłoń ułamek sekundy przed tym, jak został wyrzucony kunai. Niezgrabny rzut był wycelowany tak, aby osiągnąć największą skuteczność - prosto w tułów Sachi, która gwałtownie zatrzymała się, uskakując w prawo krótkim susem. Metr dalej, ale kunai i tak przemknął niebezpiecznie blisko - dziewczynka poczuła jego podmuch na swym przedramieniu. Yuhiko miała większe problemy. Również spróbowała uniku, ale różnica w czasie spowodowała, że nie do końca zdążyła. Rzuciła się w prawo tak, jak wcześniej - desperacko, jednak żyłka dosięgnęła jej. Nie obwiązała jej rąk, ale nogi, które zostały najdłużej w dawnym miejscu. Dziewczyna runęła na prawy bok i na chwilę ukryła się w chmurze dymu, który został niemalże natychmiast rozwiany, ukazując jej właściwą postać. Leżała na ziemi, jej nogi niedużo wyżej kolan były ciasno zawinięte linką, próbowała się jakoś podnieść, ale wylądowała na brzuchu, z rękami pod nim, gdy jej przeciwniczka była tuż nad nią. Proste cięcie w bok było częścią planu Sachi, chociaż zapewne zakładała, że Nara będzie stała, a nie leżała na ziemi. Wystarczyło raz uderzyć. Ubrudzona od kurzu twarz Yuhiko obróciła się na bok, gdy drewniana replika zawisła nad nią. Bokken ruszył, a twarz lisicy wywinęła się w parszywym uśmieszku.
- Mam Cię. - odparła tonem pełnym dumy, gdy Sachi zrozumiała co się stało. Słońce było naprzeciwko niej i chociaż teraz cień Nary był mały, to połączył się z cieniem miecza Nemuri. Białowłosa obróciła się na plecy, ukazując, że pod brzuchem zawiązała charakterystyczną pieczęć, którą każdy dobrze znał dzięki Kinjiemu. Yuhiko skorzystała z klanowej techniki. Ciało Sachi zdrętwiało, chociaż lepszym określeniem było uczucie, jakby ktoś włożył kliny w stawy. Walczyła z jakąś niewidzialną siłą, ale jak wiele siły ona miała? Nara podkuliła nogi, siadając, a następnie z trudem poderwała się na proste nogi. Stała bardzo blisko. Czubek bokkena niemalże dotykał jej klatki piersiowej. Uśmiech już znikł i widać było na twarzy białowłosej skupienie, a może nawet wysiłek. I nagle ciało Nemuri się poruszyło, ale nie według jej woli, a tak, jakby naśladowało ruchy Yuhiko, która zataczała koło, ustawiając Sachi plecami do słońca. Robiła to powoli, drobnymi kroczkami ograniczonymi poprzez wciąż owiniętą wokół jej nóg linkę. Gdy stały obie bokiem do niego, to złotowłosa mogła poczuć, jakby jej ciało drżało, jakby niewiele mu brakowało, by poruszyć się tak, jak ona chce, a nie jej przeciwniczka, ale ustało to, gdy zamieniły się miejscami. Wtedy Yuhiko zrobiła pierwszy krok w przód, a Sachi w tył. Pierwszy krok w kierunku końca pola walki.

Nadzieja była tym co pozostało Makoto. Nadzieja, że cała widownia nie skupi się na jego symbolu, ale była to złudna nadzieja. Nikt nie widział czegoś podobnego, zatem szepty nie ustawały. Zielonowłosy nie doczekał się nawet odpowiedzi ze strony Hibikiego, który przemilczał to. Zdawał się być nieco zagubiony, ale też skupiony. Zdecydowanie mniej pewny, niż wcześniej. Dzieląca ich odległość była niewielka, a po chwili jeszcze mniejsza. Makoto błyskawicznie doskoczył do przyjaciela, a teraz przeciwnika, by wykonać prawy sierpowy. Lewa dłoń oponenta uniosła się, przyjmując na gardę trafienie, wytłumiając niemalże całą siłę zgrabnie wyprowadzonego ciosu. Lewy sierpowy był mniejszym zaskoczeniem, spodziewał się go, zatem wykonał identyczny ruch, by przyjąć trafienie na gardę, a później, gdy Makoto cofał rękę, chwycił go za nadgarstek, ciągnąc w swoim kierunku. Chciał nadziać go na krótki, niski prosty cios lewą pięścią w brzuch, ale zielonowłosy nie był żółtodziobem w dziedzinie walki wręcz i miał odpowiednie, intuicyjne odruchy. Tak samo chwycił Hibikiego za nadgarstek, przechodząc w bok, mijając się z ciosem. Gdyby nie zachłanna kontrofensywa przeciwnika, to pewnie nie byłoby szans, na zaskoczenie faworyta widowni. Makoto mógł teraz poczuć pewność, której jakby brakowało jego przyjacielowi. W tym momencie to Kobayashi dominował, był jak ryba w wodzie, a Hibiki... cóż, nieco mniej. Chłopak z blizną był w nieciekawej pozycji. Jego ramię zostało wykręcone i chociaż spodziewał się teraz prostego trafienia byle kopnięciem, to nie otrzymał go tak, jak sam nie zadał go Makoto. Zamiast tego jego nogi odsunęły się na bok, a w tej pozycji nie mógł wiele. Upadł na ziemię bokiem, by szybko przewrócić się na plecy. Górował szybkością i nie zamierzał dawać czasu swojemu przeciwnikowi. Oparł prawą rękę na ziemi i zamierzał coś zrobić, ale co? Podnieść się? Zaatakować? Zrobić unik? Był w tarapatach, ale nie zamierzał się poddać. Widownia za to zamilkła. Szepty ustały i każdy obserwował ze zdziwieniem jak Makoto zapędził w potrzask ich faworyta.

Brzemię sławy klanu było bezlitosne tak samo, jak dzieciaki skandujące imię Tatsuo i różne hasła, mające zmotywować go do zwycięstwa. Były też takie, które sugerowały jakiś ruch lub taktykę. "Teraz salto!", "iluzją ją! Pokaż jej robale!". I oczywiście wciąż był zachęcany do użycia legendarnego Sharingana. On miał jednak inny plan, chociaż nie wiadomo na ile spowodowany zwyczajną niemożnością spełnienia zachcianek kibiców. Miyuki, zgodnie ze swoją brutalnie prostą taktyką, kontynuowała szarżę, zaś Uchiha musiał ją spowolnić. Dwa shurikeny zostały wyrzucone. Tym razem znacznie zręczniej, precyzyjniej i szybciej, ale dystans między nimi nie był jeszcze tak mały, by było to pewne trafienie. Przeciwniczka wykorzystywała swój kij do wszystkiego, był dla niej pomocą w każdej sytuacji, a także tej. Opuściła go, uderzając końcem w ziemię, niemalże ryjąc nim, by szybciej wytracić szybkość, a następnie użyła go, do wypchnięcia się w jej lewy bok. Jeden shuriken śmignął niebezpiecznie blisko pleców Miyuki, zaś drugi wbił się w jej kij. Ten krótki, gorączkowy unik nie zmienił podejścia dziewczyny, która dalej ruszyła biegiem w stronę nabierającego dystansu Tatsuo. Chłopak był blisko krawędzi, nie miał czasu dokładnie tego określić, ale za nim było jeszcze może ponad trzy metry do linii wyznaczającej koniec pola walki. Zamiast mierzyć, to zaczął wiązać pieczęci. To spowolniło szarżę oponentki, a na widok replik nawet się zatrzymała. Pięciu Tatsuo dokręcających różne fikoły i wyprawiających rożne trikasy było więcej niż wystarczające, aby zdezorientować biedną Miyuki, której mina wyrażała całkowite zagubienie. Każdy, niezależnie czy prawdziwy czy nie, z czarnowłosych wykonał swoją rolę bezbłędnie. Co to było dla Tatsuo salto w tył czy gwiazda. Przeciwniczka nie zamierzała jednak stać tak i zastanawiać się, który jest prawdziwy, a który nie. Wystawiła kij przed siebie, obracając nim tak, by ten raz robił obrót po jej lewej stronie, raz po prawej, a ciągle znajdywał się przed nią. Kręciła nim szybko, nawet bardzo szybko i nic nie zrobiła sobie z podstępu z symulacją wyrzutu. Do tej repliki miała jakieś 6 metrów, zaś do prawdziwego Tatsuo, który znajdował się jakieś 45 stopni po jej prawej, miała koło 9 metrów. Stała i obracała swym kijem zapewniając sobie teoretyczną nietykalność przynajmniej jeżeli nie wyprzedziło się jej kija lub... no właśnie, nie wpadło na inny plan.

Każdy miał swoje walki, ale co jakiś czas przebijały się odgłosy innych. Czasami, w krótkich spojrzeniach, dało się ujrzeć również ułamek akcji, ale nie warto było skupiać uwagi na reszcie. Ciężko było jednak nie usłyszeć zaskoczenia tłumu, który obserwował walkę Inuzuki z Hyuugą. Coś świsnęło, ale temu czemuś towarzyszył też dudniący hałas. Co to było? Nie wiadomo, ale za chwilę dało się usłyszeć drugie, głośniejsze "woah!" tłumu. Nie dało się usłyszeć stęknięcia bólu, ale głos sędziego był jasny i wyraźny.
- Zwycięża Kousuke Inuzuka wraz z Taro. - i wtedy charakterystyczny rechot Kousuke oraz wesołe poszczekiwanie Taro rozbrzmiały, a tłum zaczął przeplatać się w wiwatach, buczeniu i jakichś innych, ciężkich do zidentyfikowania emocjach. Może Kousuke zaznał wstydu w klasie, może Hibiki go upokorzył, ale nie oznaczało to, że był słaby.

Makoto napisał:
Sukces, niezależnie od tego jak drobny, często podtrzymywał nadzieje przy życiu. Tak samo było i tym razem, chociaż Makoto z pewnością nie miał czasu na świętowanie. Delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy, jednak głównymi elementami zdawało się dziwne, niemal nienaturalne skupienie na samej walce. Na dobrą sprawę, świętować mógłby dopiero w chwili, w której ta by się skończyła, dlatego też nie pozostało już nic innego. Nic innego, jak dalsze poleganie na potencjalnie realnej i dobrej strategii.

Zielonowłosy nie czekałby nazbyt długo, aby to kontynuować dalszą ofensywę. Nie był co prawda szybki jak jego przyjaciel, jednak z pewnością mógł coś na to poradzić. Jakby nie spojrzeć na ich sytuację, to jeszcze nim ten zdążyłby się pozbierać po upadku, Makoto spróbowałby kucnąć na Hibikim tak, aby własnymi nogami przytrzymać nogi swojego przeciwnika i uniemożliwić mu względne manewrowanie nimi. Najlepiej byłoby pewnie umiejscowić je w okolicy kolan. Wtedy wystarczyłoby już tylko jedno, proste, symboliczne uderzenie w brzuch, czy klatkę piersiową, jednak... nie sądził, aby było to takie proste. Dlatego też wykonałby taki cios, mając jednak na uwadze wszelkie przeciwdziałania, jakie mogą na niego czekać. Dlatego też jeśli sam oponent Makoto spróbowałby użyć jakoś rąk, czy do do ciosu, czy to do sypnięcia piaskiem, wtedy najpewniej odpuściłby sam atak celem pochwycenia rąk przeciwnika i kontynuowałby swoje działania wolną ręką. Co jeśli musiałby poświęcić obie ręce na unieruchomienie Hibikiego? Wtedy pozostawałoby wykonać najbardziej standardową i chyba jedyną, optymalną akcje w takim położeniu. Nie byłoby tu zbytnio czasu na myślenie, dlatego jedyne co mógłby zrobić to ruszyć głową, czy też potencjalnie uderzyć względnie unieruchomionego przeciwnika własną głową. W końcu liczyło się pierwsze trafienie, czy coś.

Tatsuo napisał:
Brzemię-sremię, bezlitosny to był on w uskutecznianiu swojego misternego planu. Fikoł jeden, drugi, trzeci, szast prast, zmyłka i przeciwniczka bez orientu na rejonie. Tak to się robi!
W tym szaleństwie była metoda. Prawdopodobnie tylko Tatsuo był zdolny do użycia elementarnej techniki w tak nietypowy, widowiskowy sposób. I choć mogło się wydawać, że wszystkie poczynania czarnowłosego to wyłącznie głupie popisy i pokazówka, to jednak miały one jakiś sens i dawały wymierną korzyść w samym starciu. Trudno powiedzieć, czy na pierwszym miejscu dla chłopaka było wykazanie się i szpan przed rówieśnikami, czy jednak faktycznie wyprowadzenie w pole rywalki, ale obie te rzeczy wychodziły mu w miarę równie dobrze.
Cała akcja zaowocowała dezorientacją u Miyuki, co Uchiha rzecz jasna zamierzał wykorzystać. Kiedy on nabierał dystansu do dziewuchy, jego niematerialne klony kontynuowały swój spektakl gibkości, robiąc jeszcze jakieś skoki lub przewroty przez ramię, by jeszcze trochę zaabsorbować uwagę oponentki.
W tym samym czasie, uśmiechający się zadziornie, prawdziwy Tatsuo zaczął składać pospiesznie pieczęci z bardzo zdecydowanym zamiarem. Zamiast miotać kolejnymi shurikenami, z którymi przeciwniczka sobie dobrze radziła, postanowił użyć swojego najpotężniejszego zagrania. Moment uznał za idealny - miał dystans, czas, klony odwracające uwagę, no i całkiem dogodne położenie Miyuki.
Wziął spory wdech, by zaraz po tym wypuścić z ust całe nabrane powietrze, które - nasączone dużą porcją chakry katonu - miało przeobrazić się w wielką kulę ognią. Kulę ognia lecącą na Miyuki rzecz jasna.
Katon: Gōkakyū no Jutsu!
Nie wycelował pocisku idealnie na wprost, tylko wymierzył go nieco bardziej w swoje lewo. Nie chodziło tu wcale o troskę o bezpieczeństwo dziewczyny, bo przecież od tego był sędzia, tylko o zmuszenie jej do uniku w pożądanym kierunku. Z racji, że sam wcześniej w swoich odskokach dotarł niemal do samej krawędzi wyznaczonego pola walki, to Miyuki, która do niego wtedy doskoczyła, teraz sama znajdowała się blisko końca obszaru starcia. Kierując ognistą kulę bliżej centrum pola walki, cwaniaczek Tatsuo chciał sprawić, by jedyny sensowny unik był w oczywistym kierunku - na zewnątrz, poza strefę potyczki. Stąd też wtłoczył w technikę więcej chakry niż standardowo, by pokaźne rozmiary tworu uformowanego z płomieni zmaksymalizowały jego szansę na powodzenie.
Taka spektakularna technika powinna zatkać wszystkich krzykaczy domagających się Sharingana.

Sachi napisał:
Trudno było powiedzieć, czy Sachi w ogóle jeszcze pamiętała, że Yuhiko może posiadać te same uprzykrzające życie techniki, co Sensei. Na początku walki na pewno miała je jeszcze na uwadze, jednak po wymianie kilku ciosów całkowicie skupiła się na innych aspektach walki. Najpierw musiała uwolnić się z własnych lęków, nim w ogóle zaczęła walczyć, a później starała się jedynie zakończyć walkę tak szybko, jak możliwe. Po kilku pełnych napięcia chwilach przestała przewidywać kolejne możliwości, skupiając się jedynie na tym, co już o Yuhiko wiedziała. Nie widziała, by kiedykolwiek dziewczyna korzystała z Kagemane no Jutsu w szkole, więc też wpadła w pułapkę swojego założenia. Był to błąd, który teraz płaciła bezruchem i strasznym poczuciem skrępowania. Stała tuż przed Yuhiko z wyciągnięta bronią i obserwowała, jak już w dziewczęcej postaci podnosi się i triumfująco uśmiecha.
Było to frustrujące. Dała się złapać w pułapkę niczym naiwne dziecko, stając dokładnie tam, gdzie przeciwniczka oczekiwała, niemalże podając się na srebrnej tacy. Jeżeli technika Yuhiko była tak doskonała, jak techniki senseia, nie miała nawet najmniejszych szans, by się z tego wyrwać. Czy to był już koniec walki? Walkower, bo nie posiadała takich samych umiejętności, co Nara? Widząc tą niegasnącą pewność ze strony dziewczyny, Sachi czuła złość. Przede wszystkim na siebie. Nawet, jeżeli nie była pewna umiejętności Nary, powinna pilnować siebie i swojego cienia, bo zawsze istniała możliwość, że Yuhiko jednak opanowała podstawowe techniki swojego klanu. Nawet jeżeli na to nie wyglądała, wciąż była Narą. Unieruchomiona Nemuri przyglądała jej się z niegasnącą pasją. Była również zła, że przeciwniczka nawet nie starała ukrywać swojego zadowolenia przed końcem walki. Przecież zawsze mogła istnieć szansa, choć iskierka, że to Sachi wygra! Zawsze... Blondynka chciałaby to sobie wmawiać, jednak pozostając w bezlitosnym uścisku cienia, ciężko było jej widzieć tą walkę inaczej. Mimo wszystko sam fakt, że Yuhiko patrzyła na nią z góry był irytujący. Arogancki. Wręcz bezczelny. Potęgowało to jej złość jeszcze bardziej. Wystarczało, że już sama sobie wyrzucała, że dała podejść się tak łatwo.
Z perspektywy Sachi to Yuhiko od początku miała przewagę w tym sparingu. Już od początku pokazywała swoją dominację w tym, że była świadoma słabej strony Nemuri i zamierzała to wykorzystać. Mentalnym wysiłkiem blondynce udało się uniknąć przegranej już na początku, ale to był dopiero początek. Przez bezpardonowe użycie Henge, Sachi z partnera sparingowego zamieniła się w zestresowane zwierzątko, które zamierzało jak najszybciej pozbyć się stresora, którym obecnie była przeciwniczka. Króliki, gdy są w opałach, zamiast uciekać, zaczynają walczyć i tak też było w przypadku Nemuri. Zamiast skulić się i poddać, zamierzała walczyć o swoje i zetrzeć ten arogancki uśmieszek z twarzy Yuhiko. Z twarzy kogoś, kto patrzył na nią z góry, tak jak opisywał tatuś. To źli panowie tak robili, traktowali wszystkich niczym nic nie warte rzeczy i wywyższali się swoimi umiejętnościami. Wykorzystywali słabości innych i nie mieli honoru w niczym, co robili. Choć to męska postura i postać sprawiały Sachi najwięcej problemów w kontaktach interpersonalnych, to zachowania, których rodzice kazali jej unikać odbijały się w młodej Narze. Była tym, czym Sachi nigdy nie zamierzała się stać i przed czym również ostrzegał ją tata. Arogancją. Jednocześnie wpadła w pułapkę, przed którą ostrzegała ją mama. Nierozwaga.
W tej cichej wściekłości, którą widać było tylko na jej twarzy, pozostawało jej nie poddawać się i walczyć każdym skrawkiem swojego ciała o nawet najmniejszy ruch w stronę Yuhiko. Wciąż była w walce, sędzia nie okrzyknął wyniku. Wciąż mogła walczyć przeciwko lisicy, która w końcu stała przed nią w swojej właściwej postaci. To mógł być błąd, bo choć Sachi nie była najlepsza w taijutsu, nie czuła już takiej obawy przed kontaktem z przeciwniczką. Gdyby nie bycie niczym drewniana kukiełka, to byłby idealny moment, by zakończyć tą walkę. Błędy zostały popełnione i teraz musiała walczyć z niewidzialną siłą, która trzymała wszystkie jej stawy i mięśnie. Mimo to była zdeterminowana, by nie poddawać się komuś takiemu, jak Yuhiko. Choć wcześniej nie wiedziała dużo o dziewczynie, teraz na pewno nie chciała wiedzieć więcej. Chociaż w świecie shinobi, pełnego nieprzewidywalnych zwrotów stron czy niecnych taktyk, ona chciała wierzyć w to, że honor i uczciwość były właściwą drogą. Tego uczuła ją mama, nazywając to drogą wojownika. Natomiast ci bez honoru, robiący wszystko, by wygrać, rzadko zasługiwali na drugą szansę. Dlatego nie zamierzała poddawać się nawet w tej beznadziejnej sytuacji.

*właściwa część posta*

Pomimo silnych uczuć, które nią obecnie targały, Sachi zaobserwowała dwie rzeczy. Jedną z nich było to, że wraz ze zmianą pozycji Yuhiko miała dużo większy problem z utrzymaniem kontroli nad cieniem. Może gdyby wykorzystała właśnie tamtą sytuację, byłaby już wolna... Drugą obserwacją było skupienie i wysiłek widoczne na twarzy przeciwniczki. Wydawało się, że utrzymanie kontroli nad techniką nie było tak proste, jak złapanie w nią kogoś, co dawało Nemuri jakąś szansę. Naprawdę niewiele brakowało do tego, by dotknąć piersi przeciwniczki, tylko czy wtedy byłoby to traktowane jako cios? Nie próbowała się nad tym zastanawiać, musiała po prostu coś zrobić.
Wiedziała dokładnie, co dzieje się ze swoim ciałem (Kontrola), dlatego zamierzała przeforsować ruch własnego ciała tak, jak sobie tego życzyła, a nie tak, jak chciała Yuhiko. Domyślała się, że będzie to duży wysiłek, dlatego zamiast stawiać jej opór pozwoliła, by jej ciało swobodnie podążyło za kontrolą Nary. Przy następnym podniesieniu stopy zamierzała jednak zacząć opierać się sile techniki. Zamiast cofnąć stopę tak, jak zamierzała zaordynować Yuhiko, Sachi zamierzała użyć całej swojej siły oraz wagi w to, by nie ruszyć się z miejsca, w efekcie jedynie postawić stopę na swoje miejsce. Z pewnością byłby to niesamowity wysiłek; nic, co wcześniej robiła, jednak nie zamierzała tego rozważać, tylko działać. Kroki, która stawiała przeciwniczka nie mogły być duże przez linkę, która oplatała jej nogi, więc jeżeli nie wyszło jej za pierwszym razem, zamierzała próbować ponownie. Zamierzała użyć do tych ruchów wszystkich możliwych mięśni, nie tylko nóg. Mięśnie i ścięgna nóg stanowiły jedynie podporę do wykonania ruchu. Tak, jakby chciała zgnieść stopą coś niesamowicie twardego, jednak nie miała wystarczająco siły. Więc, zamierzała wyciągnąć tą siłę z innych miejsc. Mięśnie pleców i brzucha były niesamowicie silne, wszak podtrzymywały całą posturę, idealne do dodatkowego podparcia w starciu między dwoma siłami. Ba, w przypływie pewnej desperacji zamierzała również przesłać chakrę do swoich nóg, by choć trochę bardziej skoncentrować własną energię. Kto był silniejszy - Sachi czy może chakra Yuhiko? To byłby wysiłek, ale zamierzała spróbować. Potrzebowała jedynie chwili rozproszenia, która pozwoliłaby jej ręce pchnąć do przodu, prosto w pierś przeciwniczki.
Jeżeli istniała jakaś część ciała, nad którą Nemuri panowała nieco lepiej, aniżeli nogi, zamierzała to wykorzystać. Gdyby chociaż mogła poruszać dłońmi lub rękami, chociaż byłoby to pełne wysiłku, była to kolejna opcja, dzięki której mogła stworzyć swoje otwarcie. Co prawda bokken w dłoni mógł utrudniać jej plan, jednak póki nie spróbuje - nie będzie wiedzieć. Wraz ze swoim wysiłkiem przeciążenia czy opóźnienia pochodu do granicy areny, Sachi zamierzała przeciążyć i swoje ręce, próbując złożyć prostą pieczęć Barana, możliwe nawet, że wypuszczając bokkena w efekcie, ale nie było to teraz najważniejsze. Jeżeli udałoby jej się złożyć dłonie w pieczęć, zamierzała użyć Utsusemi no Jutsu i z całej siły wydać z siebie odgłos wybuchającej notki.
Jeżeli by to wystarczyło, by przełamać Kagemane, nie robiłaby żadnych uników ani sztuczek, najzwyczajniej w świecie zamierzając uderzyć Yuhiko czymkolwiek, co miałaby w ręce czy pod ręką - bokkenem, kunaiem czy nawet pięścią, prosto w środek jej ciała, a później w szczękę lub głowę. Liczyło się tylko to, by zrobić to szybko. Szybciej, niż zdążyłaby odzyskać kontrolę Nara.

Rejeł napisał:
W każdym pojedynku zrobiło się gorąco, chociaż w jednym bardziej dosłownie, niż w przenośni. Widownia spodziewała się, że już za chwilę zakończy się walka Makoto z Hibikim - w końcu było to zwarcie, a nieciekawa pozycja faworyta zwiastowała rychły koniec czy to przez jego błąd, czy przez zaskoczenie oponenta nagłym odwróceniem sytuacji. Obaj chłopcy mieli swoje plany, a ich brak doświadczenia utrudniał nie tylko im samym działanie, ale też przeciwnikowi. Leżący na ziemi Hibiki znalazł się w potrzasku, gdy lewa noga zielonowłosego znalazła się nieco pod jego prawym kolanem. Nacisk był duży, wystarczający, aby wyrwanie nogi nie należało do najprostszych, ale stanie na nogach przeciwnika, który nie zamierza leżeć bezczynnie, również do najłatwiejszych się nie zaliczało. Makoto chciał postawić swoją prawą nogę na lewej swego przyjaciela, lecz ten zdążył wykonać swój plan - dźwignął się na ręce, którą opierał o ziemię, a jego lewa noga oderwała się od ziemi. Prawa się szarpnęła, przez co zielonowłosy stracił równowagę, ale co ważniejsze - nie miał jak zatrzymać kończyny, która była już w powietrzu. Wymierzona została tak, by z tego lekkiego poderwania wykonać kopnięcie w bok, w założeniu, na wysokości pępka. Hibiki wciąż przygwożdżony do ziemi nie wykonał tego ataku z taką szybkością i precyzją, jak chciał. Jego kopnięcie było wciąż szybkie, ale zdecydowanie mało celne - skierowane wysoko, wyżej niż chciał. Utrata równowagi przez zielonowłosego sprawiła, że mimowolnie zrobił krok do tyłu (Hibiki szarpnął nogą, gdy Makoto stał na nim jedną, a drugą już miał stawać, więc ją poderwał od ziemi i miał słaby grunt), a to spowodowało, że kopnięcie śmignęło przed nosem zielonookiego. Tym samym Hibiki się wyrwał, szybko zbierając do pozycji bojowej, gotowej do dalszego starcia. Makoto natychmiast odzyskał równowagę i również był przygotowany do dalszych wydarzeń. Chłopcy stali od siebie w odległości może trzech kroków. Hibiki trzymał ręce wysoko, gotowe do złożenia gardy lub pieczęci, gdyż były otwarte - nie zaciskał je w pięści. Walka trwała dalej.

Zdecydowanie dosłownie gorąco zrobiło się w pojedynku Tatsuo, który ciskał ogniem w stronę swojej przeciwniczki. Zanim jednak tego dokonał, to nabrał nieco dystansu, a jego wierne repliki zrobiły kolejną garść trikasów. Cały plan był zaskakująco skuteczny, gdyż Miyuki wyglądała na wyjątkowo zdezorientowaną, gdy obracała swym kijem prawdopodobnie w panice, broniąc się przed jakimkolwiek atakiem dochodzącym, z którejkolwiek strony. Jednak oczu nie zamknęła i wciąż starała się dojść, który z Tatsuo, to ten prawdziwy. Znajomość Bunshin no Jutsu lub nieznajomość innej techniki kopiującej użytkownika sprawiła, że nie trudno było wykryć, iż repliki podczas swych fikołów ani nie wydają dźwięku przy lądowaniu, ani nie zostawiają śladów, ani chociażby nie poruszają piaskiem, na którym stąpają. Dziewczyna tylko chwilę była zapędzona w róg, chociaż zorientowała się, który z Uchiha jest prawdziwy późno, gdy czarnowłosy wiązał już trzecią z pięciu pieczęci. Zatrzymała swój kij i... Tatsuo nie był w stanie określić co nastąpiło dalej. Kula ognia zasłoniła mu widok i częściowo zagłuszyła odgłosy zachwytu, piski strachu i pokrzepiające okrzyki. Technika ruszyła do przodu, żłobiąc podłoże. Chłopak widział jak kula oddala się, zmierza w kierunku przeciwniczki, aż nagle zderza się z czymś, rozbija na boki z hukiem coś niszcząc. Ogień i dym opadł szybko, ale emocje z widowni nie. Rówieśnicy nie spodziewali się tak widowiskowej, potężnej techniki, będącej swego rodzaju symbolem Uchiha. Tatsuo ujrzał, że w miejscu, w którym stała Miyuki, aktualnie stoi kamienne coś, co może przed uderzeniem było połową kopuły. Środek techniki Dotonu był osmolony, popękany, ale cały, jednak im dalej od niego, tym większe były pęknięcia, aż w końcu zmieniały się w zupełne skruszenie kamienia, który w mniejszych i większych kawałkach leżał rozrzucony po polu walki. Jednak pojedynek nie został zatrzymany ani przed zderzeniem kuli z osłoną, ani po tym, a to oznaczało, że Miyuki wyszła z tego obronną ręką. Jednak co planowała, skoro cenne sekundy na kontratak mijały, a jej nie było widać? Czyżby wpadła w potrzask, a może planowała coś innego?

Najbardziej napięty było starcie Sachi z Yuhiko, która to schwytała ją swoim podstępnym planem w cień. Stawiała drobne, ograniczone żyłką kroczki, które chociaż były powolne, to konsekwentnie zbliżały oponentkę do granicy pola walki. Twarz białowłosej wyrażała skupienie i wysiłek, który na myśl przywodził podnoszenie ciężaru, a nie kontrolę chakry i utrzymanie klanowej techniki. Sachi pozbawiona kontroli nad własnym ciałem wpadła na sprytny plan, który był zdecydowanie rozsądniejszym podejściem, niż po prostu próba zaparcia się od razu po schwytaniu. Dziewczynka wyczekała moment między jednym krokiem, a drugim, by wykorzystać całą swoją siłę, aby oprzeć się jutsu Yuhiko. Kagemane no Jutsu było specyficzną techniką, której ciężko było się przeciwstawić, gdyż obejmowała całe ciało, wykorzystywała nasze mięśnie do innego celu, więc należało walczyć z własnym ciałem, by uzyskać chociaż trochę kontroli. Nemuri zaparła się, a twarz białowłosej skrzywiła się mocniej, wykazując jeszcze większy trud w utrzymaniu cienia. Jednak to nie wystarczyło, a przynajmniej nie od razu. Sachi wciąż się przesuwała, ale jeszcze wolniej, wręcz ślimaczym tempem, a jej ciało drżało pod naciskiem z dwóch stron. Tyle utrudnienia wystarczyło, by dziewczynka mogła przejść do kolejnej próby, a mianowicie próby zawiązania pieczęci. Jej dłonie w tym momencie wydawały się znacznie mniej kontrolowane, niż nogi. Drżenie mięśni nasilało się, aż w końcu Sachi zatrzymała się. Stanęła w miejscu, zdobywając przewagę nad Yuhiko. Białowłosa była cała czerwona na twarzy. Spływały po niej grube krople potu, wskazujące, że technika, którą Kinji posługiwał się bez najmniejszego wysiłku nie należała do najłatwiejszych i nie wymagających wielkiego wysiłku. Schwytana w cień dziewczyna również poczuła gorąc i zmęczenie, jakby wcale nie walczyła z cieniem, a pracowała w kamieniołomie. Palce Sachi drżały, aż w końcu rozchyliły się na tyle, by bokken upadł na ziemię. Teraz wystarczyło te niemalże złożone ręce pokierować, aby uformowały pieczęć Barana. Prosta pieczęć była kwestią czasu. Yuhiko traciła albo chakrę, albo siły, bo chociaż ruch Nemuri był ślimaczy, to jednak nie dało się go zatrzymać. Obie dziewczynki skupione były na wykonaniu swojej techniki, jednak białowłosa zrozumiała, że przegrała tę próbę sił. Jej dłonie nagle puściły pieczęć, tym samym przerywając działanie Kagemane no Jutsu. Sachi zawiązała pieczęć barana i teraz musiała tylko skoncentrować chakrę. W tej chwili podstępna Nara kucnęła, pochylając się w przód, by jej pięść napędzona jej własnym ciężarem minęła dłonie Sachi pod spodem, trafiając ją w brzuch. Już w momencie trafienia Yuhiko oberwała czymś innym - fałszywym odgłosem wybuchającej notki. Tuż obok. Ogromny huk sprawił, że krzyknęła przerażona, zanim uderzyła twarzą o ziemię, odruchowo zasłaniając uszy i kuląc się, niczym zbity pies.
Trafienie białowłosej nie należało do silnych. Ot odczuwalne, chociaż nie w momencie, w którym adrenalina płynęła w żyłach. Uderzenie nie zrobiło wrażenia na Sachi, która ruszyła z dalszym swoim planem - własnym atakiem, a nie był on trudny do wykonania. Młoda Nara leżała w końcu tuż pod jej stopami skulona i bezbronna. Dziewczynka zaatakowała, lecz jej pięść nie dosięgła przeciwniczki. W mgnieniu oka obok pojawił się Kinji, który chwycił Sachi za nadgarstek, powstrzymując uderzenie. Z beznamiętną miną spojrzał na swoją siostrę, która drżała na ziemi z zasłoniętymi uszyma i zamkniętymi oczyma, by w końcu odezwać się.
- Zwycięża Yuhiko Nara. - nie wyjaśniał dlaczego, bo zasady były oczywiste - liczyło się pierwsze trafienie. I chociaż można było odnieść wrażenie, że Sachi przegrała, to właściwie w prawdziwej walce właśnie by zwyciężyła. Może właśnie dlatego wygrała białowłosa, że skupiona była na tym jednym, jedynym trafieniu, a dalej mogło się dziać cokolwiek. Może.
Czy Yuhiko słyszała, że wygrała? Raczej nie, gdyż Kinji chwycił ją za przedramię, odsłaniając jej ucho i powtórzył, że zwyciężyła. Ta dopiero wtedy otworzyła oczy, rozluźniła się, lecz nawet nie podnosiła z ziemi. Oddychała ciężko i płytko, a jej brudna twarz stała się teraz jeszcze bardziej brudna. Włosy lepiły się do jej spoconej twarzy tak samo, jak kurz i pył, w którym leżała. Wyglądała na naprawdę wyczerpaną.
Wraz z ogłoszeniem werdyktu nastał moment radości oraz rozczarowania wśród rówieśników oglądających walkę. Niektórzy cieszyli się ze zwycięstwa Nary, a niektórzy wręcz wykrzykiwali, że powinna wygrać Sachi. Chociaż Sachi nie była popularna, to miała zdecydowanie mniej wrogów, niż Yuhiko, która swymi komentarzami zalazła za skórę niejednemu dzieciakowi. Widok jej, chociaż zwycięskiej, to jednak skulonej, drżącej i leżącej w pyle wywołał trochę uśmiechów. Była na swój sposób upokorzona.
Powrót do góry Go down
Rejeł

Rejeł

Liczba postów : 6
Join date : 21/10/2019

Alegoria Przygody Empty
PisanieTemat: Re: Alegoria Przygody   Alegoria Przygody EmptyPon Paź 21, 2019 6:01 pm

Sachi napisał:
Wysiłek, który wkładała, chcąc przezwyciężyć technikę Yuhiko, zdawał się przynosić efekty. Jej ciało drżało pod naporem dwóch sił, które nie chciały ustąpić. Sachi nie zamierzała się jednak poddawać. Może gdyby przeciwnikiem był ktoś inny, a walka nie byłaby próbą wygrania za wszelką cenę a uczciwym pojedynkiem, potraktowałaby tą sytuację inaczej. Tymczasem knowania Nary sprawiły, że porażka byłaby niezwykle bolesna. Nie dlatego, że przegrała w treningu. Od zawsze powtarzano jej, że zawsze może wyciągnąć coś ze swoich porażek i dzięki temu będzie silniejsza. Ból powodowałby fakt, że przegrała z kimś bez honoru ani ambicji, by być lepszą. Kimś, kto widział wygraną tylko jako kolejną upierdliwą rzecz do zrobienia. Nie mogła się z tym zgodzić. Tym bardziej nie zamierzała oddać tego treningu walkowerem.
Niespodziewanie Yuhiko straciła kontrolę lub też puściła Sachi, sama blondynka nie była pewna. Skupiła się na tym, że w końcu była wolna i mogła unieszkodliwić Narę czymś, czego ona na pewno się nie spodziewała. Choć kucnięcie przeciwniczki było nieprzewidziane, młoda Nemuri nie przejęła się tym i wydała z siebie dźwięk wybuchającej notki. Zadziałało to lepiej, niż przypuszczała, ale nie miała czasu na podziwianie i rzuciła się na przeciwniczkę chcąc wyprowadzić ten jeden, zwycięski cios.
Zatrzymała się. A właściwie ktoś ją zatrzymał. Spojrzała na senseia nieco nieobecnie. Nie wiedziała, co się właściwie stało. Zwyciężyła Yuhiko? Ale... kiedy? Zamrugała kilkukrotnie, nie rozumiejąc, dlaczego. Kiedy ją uderzyła? Nie była pewna... Nie miała jednak powodu, by nie ufać nauczycielowi, dlatego poczekała, aż puści jej nadgarstek i odetchnęła płytko, patrząc na kulącą się przeciwniczkę. Sachi była słaba. Jej ciało drżało od nagłego wysiłku wywołanego walką z Kagemane. Yuhiko wyglądała... gorzej. Niebieskooka nie wiedziała, co powinna myśleć o całej sytuacji. Jak ktoś taki mógł wygrać? Odetchnęła głębiej. Nie myślała racjonalnie. Nie chciała. Jej usta zacisnęły się w wąską kreskę, gdy biła się ze sprzecznymi emocjami. Chciała płakać i krzyczeć, uznając że to niesprawiedliwe, z drugiej wiedziała, że dała z siebie wszystko i nie mogła zrobić nic innego. Powinna być dumna z tego, że nie ugięła się własnym lękom i doprowadziła Yuhiko do gorszego stanu, niż swój. Mimo to...
Zrobiła kilka niepewnych kroków w stronę leżącej na ziemi dziewczyny i przyklękła przed nią, wyciągając dłoń przed siebie. Jej mina wyrażała tysiące różnych emocji, a oczy Sachi były wyraźnie zaszklone.
- Potrzebujesz pomocy, Yuhiko? Chodź, pomogę ci wstać... - powiedziała do Nary drżącym głosem. Choć pomoc przeciwniczce był ostatnim, co chciała zrobić, wciąż była jedna z niewielu koleżanek w klasie i nie zamierzała pozwolić na to, by nawet tak podła dziewczynka stała się później pośmiewiskiem wśród reszty. Spojrzała na nogi Yuhiko, które wciąż były spętane. Dlaczego wciąż nie użyła Nawanuke? Była to jedna z kilku rzeczy, które mogła zrobić dla Nary, dlatego też użyła Nawanuke no Jutsu na żyłce, która wcześniej owinęła jej nogi, przy okazji zabierając część swojego ekwipunku. - Zaprowadzę cię do Naomi-sensei. Zajmie się tobą - dodałaby, gdyby Yuhiko nie zamierzała się ruszyć. Szczerze wolałaby, żeby Yuhiko wzięła jej dłoń i pozwoliła sobie pomóc. Choć sama Sachi była wyczerpana, powoli mogłaby pomóc wstać skołowanej dziewczynie i zaprowadzić ją pod opiekę jej siostry. Wydawało jej się, że koleżanka jest wciąż nieco przygłucha po nagłym wybuchu przy swoim uchu, dlatego zamierzała powtarzać swoją frazę nieco głośniej i może nawet gestykulować, by przekazać jej, że chce jej pomóc. W głowie kołatała jej się myśl pewnego zwycięstwa moralnego nad białowłosą, jeżeli przyjmie jej pomoc. Nie będzie od niej gorsza. Zachowa się tak, jak na towarzysza przystało.
Gdyby dziewczyna przyjęła jej pomoc, zamierzała przeczłapać z nią aż do sensei odpowiedzialnej za leczenie, a później znaleźć Haru. Nie była pewna, czy przyjaciółka już walczyła, czy może wciąż czeka na swoją kolej, ale potrzebowała wyrzucić z siebie te wszystkie nieprzyjemne emocje, której dostarczyła jej ta walka.

Makoto napisał:
Nie wszystko poszło zgodnie z jego planem. Co prawda, walka wciąż trwała, więc nie było w tym nic straconego. Spróbował tylko czym prędzej odzyskać równowagę, aby następnie złapać krótki oddech i przejść do kolejnego planu. Czy można było mówić tutaj o jakiejś bardziej złożonej strategii? Niekoniecznie. Sam ferwor potyczki oraz odgłosy tłumu dochodzące zewsząd równie mocno stresowały, co podsycały jakoś tak wewnętrzną ekscytacje nastolatka. Mimo wszystko, spojrzałby on na swojego przeciwnika, aby w pierwszym momencie to właśnie na chłopaku oraz położeniu jego rąk skupić własną uwagę. Mając świadomość tego, jak potencjalnie ten mógłby zareagować, czy skontrować, zielonowłosy spróbowałby skrócić dystans między nimi, uważając na potencjalne ataki ze strony Hibikiego. Sam zaś przygotowałby technikę, której najpewniej nie spodziewałby się użyć nigdy w walce, a mianowicie - Hikari no gijutsu-kyu. Przy zachowaniu postawy typowej dla zwykłego, frontalnego ataku, Makoto spróbowałby wytworzyć ów świetlną kulką pomiędzy sobą, a jego oponentem. Dokładniej to tak, aby główna siła tego oświetlenia objęła twarz Hibikiego. Czy poprzestałby jednak tylko na tym? Oczywiście, że nie. Samo światło miało być wyłącznie czymś na kształty dywersji. Zwykłego odwrócenia uwagi i skupienia jej u jego oponenta tam, gdzie nawet nie planowałby uderzyć. Korzystając więc z potencjalnego zamieszania lub skołowania u przeciwnika, zielonowłosy spróbowałby pochylić się tak, aby wyminąć swojego przyjaciela, a następnie korzystając z swojej bojowej wprawy czy też wstępnego elementu jednej z jego technik, dokonać szybkiego obrotu. W końcu jeśli Hibiki był zręczniejszy, Makoto musiał znaleźć coś, czym mógłby doścignąć jego refleksowi. Dlatego też po wyminięciu, czy też w trakcie jego, przeszedłby do obrotu niczym przy Dainamikku Akushyon. Wszystko po to, aby zrezygnować jednak z serii niekoniecznie celnych uderzeń, a skupić się na jednym, które miałoby dosięgnąć boku, czy pleców chłopaka zależnie od ich ułożenia, co w najlepszej sytuacji powinno zakończyć się jego zwycięstwem.

Co jednak jeśli chodzi tutaj o środki bezpieczeństwa? Pierwsza część planu wymagała krótkiej chwili, toteż z tego powodu istotne były gesty i działania Hibikiego. Nie potrafił bezbłędnie odczytać cudzych działań, jednak z pewnością uświadomiłoby go to jeśli jego przyjaciel używałby jakiejś techniki, składając pieczęcie. Dałoby też czas nastolatkowi na skorygowanie swoich działań względem potencjalnie wyprowadzanego planu poprzez uwzględnienie potencjalnego ciosu. Do tego sam nie patrzyłby na światło, którego by się spodziewał, coby nawet jeśli ono nie oślepia, nie doznać żadnych konsekwencji z tym związanych. Gdyby jednak coś poszło definitywnie nie tak, spróbowałby najpewniej zwiększyć dystans, acz to tylko w sytuacji gdyby jego plan miał kompletnie obrócić się przeciwko niemu.

Tatsuo napisał:
Plan w swych założeniach był elegansior i układał się też elegansior. Nie licząc spektakularnych akrobacji, potężna kula ognia była najlepszą wizytówką, jaką mógł wystawić podczas aktualnej walki. Wielki obłok płomieni popędził do przodu, nieco racząc swym żarem samego stwórcę. Uchiha był niezmiernie podekscytowany palącym tworem, który, jak na standardy uczniów akademii, był nie byle czym. Co prawda widok przez najbliższe ułamki sekund miał przysłonięty techniką katonu, ale oczami wyobraźni już widział, jak przeciwniczka w panice ucieka poparzona gdzieś za arenę.
Uśmiech, który już mimowolnie zaczął pojawiać się na jego twarzy, prędko przerodził się w wyraz zdziwienia. Kula ognia nie dotarła bowiem do celu, tylko z hukiem i sporą gwałtownością rozbiła się o napotkaną przeszkodę. Przeszkodę, której przed momentem tu jeszcze w ogóle nie było! Pewność siebie trochę zwiodła młodzieńca, bo ten w swojej pyszności przez moment myślał, że Miyuki została wyratowana przez sędziego, ale tak się jednak nie stało. Nie było tu przecież żadnego arbitra i nie pojawiła się żadna komenda. Była tylko ta cholerna, osmolona przez ogień, ściana z ziemi, która odgradzała dwójkę walczących.
- Kurka - zaklął delikatnie pod nosem, kiedy znów nabrał orientu i zdał sobie sprawę z obecnego stanu na polu boju. Nie spodziewał się, że wymachująca kijaszkiem dziewucha zna również jutsu dotonu. Nie zamierzał się jednak tym zrażać, wręcz przeciwnie, planował atakować dalej. Już raz zmusił rywalkę do bronienia się i zamierzał utrzymywać inicjatywę.
Głupi nie był. Miał świadomość, że zapora może być pewnego rodzaju pułapką, za którą Miyuki czeka na niego z czymś sprytnym. On jednak zamierzał zrobić coś sprytniejszego!
Bez zbędnych dywagacji sięgnął po dwa shurikeny, z których każdy przyczepiony był do osobnej szpuli z piętnastoma metrami stalowej żyłki.
- Siuu, siuu - wydał z siebie dźwięki w momencie wyrzucenia pocisków. Robił to dość często, szczególnie kiedy mocno wczuwał się w walkę i z dużym zaangażowaniem wykonywał poszczególne akcje. Tutaj plan był konkret - cisnął shurikenami tak, aby przeleciały one z obu stron tuż obok powstałej przed momentem ściany. Potem, w momencie minięcia się gwiazdek z zasłoną, zamierzał wymusić nimi skręt po łuku do wewnątrz. Oznaczał to więc, że dziewczyna za zasłoną powinna zostać oplątana stalową linką z obu stron.
Zaraz po wyrzuceniu shurikenów sam ruszył się z miejsca i pokierował się w lewo - też po łuku, by utrzymać aktualny dystans względem ostatniej pozycji Miyuki. Przemieszczając się w ten sposób powinien lada moment mieć wgląd w to, co dzieje się po drugiej stronie ścianki.
Gdyby oponentka ujawniła się zawczasu, to zamierzał rzecz jasna skorygować trajektorię shurikenów, by oplątać ją linkami. Jeżeli ta przeskoczy przez zaporę, to będzie nawet lepiej, bo sama wpakuje się między dwie żyłki, które Tatsuo już tylko przyciągnie do siebie i zrealizuje zaplanowany manewr.
W razie zagrożenia zamierzał reagować w typowy dla siebie sposób - wykonując uskoki i utrzymując dystans.

Rejeł napisał:
Wrażenia nie wygrywały walk i o tym właśnie przekonał się Tatsuo. Swoim katonem zaimponował niemałej części kolegów i koleżanek, ale Miyuki zaskoczyła każdego nieco bardziej. Każdy miał oczekiwania wobec Uchihy, każdy spodziewał się, że ten będzie wyjątkowy, ale prosta dziewczyna ze zwyczajnej rodziny? Skutecznie obroniła się przed widowiskową techniką swego przeciwnika i coś kombinowała, ale co? Czarnowłosy miał już plan jak to sprawdzić, by nie wpaść w pułapkę. Dwa shurikeny pomknęły z charakterystycznym "siuu, siuu". Dobrze, że dźwięki te były ciche, bo z całej niebezpiecznej niespodzianki byłyby nici. Gwiazdki bez problemu osiągnęły swój cel, a więc minęły kamienną zasłonę. Był to moment, w którym Tatsuo szarpnął za metalowe linki, a te zmieniły kierunek lotu rzutek. Skręciły w swoje strony, oplatając od wewnątrz pozostałość po technice Dotonu, i wbijając się w nią. Jeżeli schwytały Miyuki, to Uchiha miał ją w garści. Młodzieniec ruszył po łuku w lewo i zobaczył kawałek kija swej przeciwniczki. Ten jednak swobodnie zsuwał się po lince, aż upadł z tępym odgłosem twardego drewna. Biegł dalej, by sprawdzić co osiągnął i wtedy dostrzegł, że Miyuki nie ma. Zamiast niej była dziura w ziemi, jednak nie miał czasu na dłuższe skupienie. Usłyszał dziwny dźwięk i kątem oka coś ujrzał. Dziewczyna wyskoczyła spod ziemi tuż obok miejsca, z którego Tatsuo wykonywał ognistą technikę. Coś trzymała w rękach. Ta chwila dezorientacji obu walczących była sprawiedliwym momentem. W tym samym czasie oboje zrozumieli gdzie jest ich cel. Dziewczyna natychmiast machnęła ręką, wyrzucając, jak się okazało, dwa shurikeny wycelowane w Tatsuo. Chłopak jako swoisty ekspert, a przynajmniej wśród studentów akademii, od broni miotanej mógł określić, że celowała w jego tułów. Jedna gwiazdka trafiłaby go w prawą część klatki piersiowej, a druga nieco poniżej splotu słonecznego. Broń mknęła, a Miyuki ruszyła za nią. W jej ręce coś błysnęło, ale starała się trzymać ją nieco za sobą, by chłopak nie mógł dostrzec co to takiego. Głośna koleżanka Uchihy wyglądała na zdenerwowaną. Jej mina wskazywała złość. Czego to było powodem? Zapewne chodziło o tyle usilnych prób skrócenia dystansu i zupełny brak spodziewanych efektów.  

Walka Makoto i Hibikiego toczyła się innym tempem. Może nie działo się w niej aż tak wiele, jak w innych, ale za to była zdecydowanie szybsza i bardziej bezlitosna. Jeden błąd decydował cały czas o zwycięstwie lub przegranej którejkolwiek ze stron starcia. Takie już były walki z wykorzystaniem taijutsu. Młodzieniec z blizną nie wykorzystywał żadnych technik. Powód pozostawał nieznany. Za to zielonowłosy miał plan, według którego niegroźna, użyteczna technika miała posłużyć jako kluczowy element, by wygrać. Pozycja Hibikiego nie zdradzała żadnego konkretnego ruchu. Był gotowy zarówno do obrony, jak i ataku, chociaż mogło się wydawać, że mimo swojej szybkości nie dorównuje Makoto w kwestii zdolności walki wręcz. Zielonooki skrócił dystans. Znaleźli się w zasięgu swoich uderzeń i kopnięć. Faworyt mimo wszystko nie wykonał żadnego uderzenia, wydawał się oczekiwać na jakieś ze strony przeciwnika, by je przechwycić i skontrować. Wyglądał na naprawdę skupionego w tym momencie, toteż nagła, jasna kulka tuż przed jego twarzą była niemałym zaskoczeniem. Światło potrafiło oślepiać, ale gdy było nagłym, potężnym błyskiem i to najlepiej w ciemności, a nie świecącą sferą w dzień. Jednak tak jak patrzenie na każde źródło światła, tak i patrzenie na proste ninjutsu powodowało, że przed oczami pojawiała się czarna plama tak duża, jak i kulka. Trwało to chwilę, Hibiki szybko pochylił głowę w dół, by patrzeć na ziemię i wtedy ujrzał, jak stopy Makoto przemieszczają się w bok, próbując go minąć. Ujrzał też obrót i spodziewał się trafienia w twarz, jako że takie byłoby najtrudniejsze do zablokowania w obecnej sytuacji. Ciemny mroczek przed oczami był większym problemem w psychice chłopaka, niż w rzeczywistości. Widok nie był aż tak ograniczony, ale młody Akiyama nie ryzykował. Natychmiast kucnął, wykonując podcięcie. Zanim jednak jego noga dosięgnęła kostek Makoto, to poczuł coś innego - trafienie w lewy policzek. Na tyle silne, że pchnęło nim do tyłu i musiał wesprzeć się rękami, by nie upaść na plecy. To jednak nie zatrzymało jego nogi, która właśnie pozbawiała zielonowłosego równowagi. I to skutecznie. Makoto upadł na tyłek, a Hibiki z zaskoczoną minął usiadł na ziemi i chwycił się za policzek, delikatnie go masując.
- Zwycięża Makoto Kobayashi. - rozległ się głos senseia, a obserwujące walkę dzieciaki krzyknęły radośnie. Nie wszystkie. Część z nich stała równie zaskoczona wynikiem, co sam Hibiki. Jednak przegrany wcale nie był smutny. Zaśmiał się całkiem pogodnie i podniósł na proste nogi.
- Świetnie Ci poszło. - rzucił luźno i wystawił rękę w stronę przyjaciela. - Nie wiem co mi odbiło z tym podnoszeniem koszulki. Chciałem Ci ją założyć na głowę, byś nie uniknął ataku, a później zobaczyłem ten znak i mnie zupełnie wyrwał z rytmu walki. Przepraszam za to. - dodał, odwracając wzrok na bok. Brzmiał na speszonego i wyglądał na takiego. Dzieciaki chciały wbiec na pole walki, by pogratulować zwycięzcy lub dodać otuchy przegranemu, lecz zostały szybko zatrzymane przez senseia, a przynajmniej jednego z senseiów. To była chwila między nimi dwoma. W końcu każdy tutaj się dobrze znał, a zmuszeni byli do walki.

Chwilę wcześniej zakończyła się inna walka. Gdyby spojrzeć z boku, to można byłoby mylnie wywnioskować kto wygrał, a kto przegrał. Zwyciężczyni leżała na ziemi, z zasłoniętymi uszami przez własne dłonie. Drżała, oczy miała ściśnięte, chociaż nie płakała. Przegrana za to stała bez śladów walki. Jedynie jej ciało odczuwało efekty siłowania się z techniką klanu Nara. Nogi miała jak z waty i jeszcze nie bolały, chociaż następnego dnia mogła spodziewać się zakwasów. Reszta mięśni była po prostu zmęczona. Jednak stała dumnie, a nie leżała tuż obok nóg przeciwniczki. Sachi targana mieszanymi emocjami zdecydowała się na coś, co mogło zaskoczyć widownię. A ta wciąż była i wciąż obserwowała czy z Narą wszystko w porządku. Nie wyglądała najlepiej. Wybuch, chociaż był niezmiernie głośny, to nie był prawdziwy, a wywołany sztuczką. Istniał tylko w głowie Yuhiko, a więc ta nie miała problemów z usłyszeniem Sachi. Oswobodzona z linki, drgnęła mocniej, gdy pojawiło się pytanie i propozycja. Powoli, wręcz w ślimaczym tempie białowłosa chwyciła za dłoń Sachi. Dziewczyna mogła poczuć teraz jak ciało Nary drżało. W oczach Nary widać było strach, ale także dezorientację, a może nawet swoistą nieobecność. Jakby nie docierało do niej jeszcze to, co się wydarzyło, ani gdzie się znajduje. Z pomocą Sachi wstała, ale nie musiała być nigdzie prowadzona. Naomi, widząc stan siostry, podbiegła szybko i kucnęła tuż obok niej, pochylając się w jej kierunku. Coś szeptała jej do ucha, jednak Sachi nie była w stanie zrozumieć co. Yuhiko puściła pomocną dłoń, by dosyć gwałtownie rzucić się w objęcia starszej siostry i... rozpłakać. Nie był to głośny płacz, a niekontrolowany szloch. Dziewczynka miała problemy z nabraniem oddechu nawet, ale Naomi jedynie trzymała ją przy sobie i głaskała po głowie, powtarzając w kółko dwa słowa.
- Już dobrze. - mówiła niczym zapętlona troskliwym tonem, a następnie chwyciła lepiej Yuhiko, by ją podnieść i zabrać na bok. Część dzieciaków zaczęła się śmiać, widząc jak największa wredota zostaje wynoszona na rękach i to płacząc.
Sachi została sama, ale nie na długo. Nie musiała wcale szukać Haru, bo dziewczynka podbiegła do niej pierwsza. W trakcie walki ciężko było to stwierdzić, ale przyjaciółka nie mogła przegapić tej walki. Gdyby się wsłuchać w krzyki, to pewnie dałoby się nawet wyłapać doping ze strony Haru oraz okrzyki otuchy w ciężkich sytuacjach. Chociaż Sachi przegrała, to jej koleżanka nie wyglądała wcale na smutną. Miała na buźce wesoły uśmiech, a jej oczy były szeroko otwarte. Młoda Nemuri wiedziała, że to ten moment, w którym jej przyjaciółka zalewa ją potokiem słów. W końcu znały się doskonale.
- Ale jej dałaś popalić! Co z tego, że przegrałaś. Jakbyście normalnie walczyły, to byś wygrała na sto procent! Byłaś czadowa! Jak złapała Cię w ten cień, to miałaś taką groźną minę, że prawie posikałam się z emocji! Mama mówi, żebym tak nie mówiła, bo to nie ładnie. Właśnie, nasze mamy są takie podobne, nie wydaje Ci się? Znaczy, wiem, że Ci się wydaje, bo już o tym kiedyś rozmawiałyśmy, ale i tak zawsze mnie to zaskakuje. Może jesteśmy rodziną jakąś? Kto wie. Ja to bym chciała, żebyś była moją siostrą, to byśmy razem mieszkały w jednym domu, a wtedy byłoby suuuuupeeeeer. Mogłybyśmy razem myć zęby, jeść śniadania, obiady, kolacje i najważniejsze - desery. Razem kłaść się spać i... kurczę, muszę namówić mamę, abyśmy się przeprowadziły do Was. Albo Wy do nas. Tak przynajmniej na... no nie wiem, tydzień? Tak na próbę. Co Ty na to? - przyjaciółka oczywiście była podekscytowana całym wydarzeniem i sparingami. Podczas swojego, typowego dla niej, monologu robiła masę różnych min. To wyraźnie zaskoczoną, to przedrzeźniała groźną minę Sachi, to wyglądała jakby rozwiązywała detektywistyczną zagadkę, to rozmarzyła się, a na koniec miała wręcz błagalne, maślane oczka, niczym od prostego "tak" przyjaciółki miały już za chwilę żyć razem w jednym domu wedle jej wesołego planu. Chwyciła nagle Sachi za rękę i pociągnęła za sobą.
- Chodź, chodź, bo Kinji będzie krzyczał, że stoimy na polu walki, a tutaj za chwilę kolejna walka. Nie mogę doczekać się swojej. Ciekawe z kim zawalczę? Chciałabym z kimś silnym! Wtedy bym pokazała co potrafię. Czekałam na sparingi! - mówiła dalej radośnie, ciągnąc za sobą przyjaciółkę za sobą. Opuściły razem pole walki, które było chwilowo oczyszczane ze śladów walki. Wszelkie pogubione przyrządy zostały położone na bok, do drewnianej skrzynki, w której zazwyczaj znajdowały się różne repliki broni przeznaczone do treningu.

Makoto napisał:
Stres potrafił zrobić swoje z człowiekiem. Nadmiar emocjo zebranych wewnątrz zielonowłosego z pewnością nie ułatwiał nazbyt trzeźwego rozeznania w jego aktualnym położeniu. Znaczenie poszczególnych słów docierało do niego z niemałym opóźnieniem. Mimo wszystko, zaledwie jeden upadek wystarczył, aby nastoletni uczeń akademii zaczął odzyskiwać stosowny poziom rozgarnięcia w jego sytuacji.
- It-te... - krótkie, zbolałe stęknięcie dobyło się z jego strony w chwili, w której dziewiczy lot linii Makoto Airlines zakończył swój lot na ziemi. Obolały tyłek, czy wygrana w walce nie miały takiego znaczenia, jak sam koniec potyczki. Wyciągnął tylko ręce do góry, aby bezwiednie opaść na pole walki. Wszystko po to, aby odetchnąć z odrobiną ulgi. Zupełnie tak, jakby sam stres, czy położone przed sobą wymogi odbiły się w pewnym stopniu na zmęczeniu zielonowłosego. Chociaż sama walka niekoniecznie była aż tak męcząca, to sam zanik napięcia związanego z potyczką z pewnością robił tutaj sporą różnice. Krótką chwilę spoglądał tak w przemijające na niebie chmury, kiedy to dotarły do niego słowa Hibikiego.
- D-Dzięki. Też poszło ci całkiem dobrze... - mruknął tylko niepewnie, wracając do względnie siedzącej pozycji. Na jego twarzy gościł przy tym delikatny uśmiech, który śmiało można było odczytać jako formę pewnego zadowolenia. Wszystko po to, aby ostatecznie wyciągnąć też dłoń, czy raczej pochwycić rękę swojego kolegi, podnosząc się przy tym z ziemi. - Gdyby nie to, p-pewnie wygrałbyś już wtedy. P-Przepraszam - dodałby jeszcze ciut speszony, spoglądając gdzieś w bok, jednak starając się jakoś uniknąć potencjalnego wzroku gapiów. Zupełnie tak, jakby dopiero teraz dotarło do niego to, ile osób zebrało się dookoła. Nie chodziło tutaj już o sam fakt bycia w centrum uwagi, co o niespodziewanie spore zainteresowanie ich walką. Przełknął ciut nerwowo ślinę, wracając spojrzeniem do Hibikiego.
- Ne, Hikkun. M-Myślisz, że inne walki już się skończyły? Chciałbym zobaczyć jak walczy Hyuuga, a-albo Inuzuka, albo... albo może Sharingana! Myślisz, że Tatsuo umie go użyć? - wyrzuciłby tylko z siebie kolejne kwestie, chociaż w porównaniu do normalnej rozmowy mogły wydawać się jakąś formą nowego dialektu polegającego na mamrotaniu pod nosem. Samemu zaś rozejrzałby się dookoła, próbując zlustrować to, jakie walki jeszcze trwały, a jakie już dobiegły końca, coby wybrać potencjalną potyczkę do podziwiania, a o ile inne walki się nie zaczęły - wybór padłby pewnie na trwający jeszcze pojedynek między Tatsuo i Miyuki.

Sachi napisał:
Oswobodziła Yuhiko z linki i pomogła jej wstać, a jej złość powoli ustępowała miejscu współczuciu. Preciwniczka naprawdę wyglądała źle. Czyżby Yuhiko bała się głośnych odgłosów? Czy miała duże problemy podczas burz? Zrobiło jej się przykro dziewczynki, która była aż tak roztrzęsiona z powodu tej niewinnej sztuczki. Tylko że dla Yuhiko sztuczka była daleka od niewinnej. Sachi obserwowała w ciszy, jak siostra Nary ruszyła jej z pomocą. Nie miała siły oponować. Nie zamierzała nawet. Była pewna, że Naomi-sensei dobrze się nią zajmie. Szybko jednak okazało się, że stan koleżanki z klasy był o wiele poważniejszy, niż Nemuri przypuszczała a jej niepohamowany płacz całkowicie pozbawił blondynkę złych uczuć do Nary. Ich rachunek został wyrównany, choć niestety białowłosa ucierpiała na tym bardziej, niż Sachi. Niebieskooka odprowadziła byłą przeciwniczkę wzrokiem, ale już zaraz pojawiła się Haru, która miała jej wiele do powiedzenia. Jak zawsze.
Haru mówiła i mówiła, a na ustach Sachi błąkał się rozbawiony uśmiech. Nie miała jednak siły nic odpowiedzieć. Wszystko ją bolało, jakby właśnie przebiegła triatlon bes przygotowania. Pokiwała więc jedynie głową na znak zgody z przyjaciółką. Ich mamy faktycznie wygladały podobnie, ale nie ciekawiło to Sachi aż tak bardzo, jak walka treningowa Haru. Nemur lekko ścisnęła dłoń przyjaciółki, jakby chciała zaczerpnać nieco z jej energii.
- Tak, chodźmy. Nie mogę się doczekać twojej walki. Będę cię dopingować najlepiej, jak mogę - powiedziała do Haru, chcąc dotrzymać jej tempa, podczas gdy jej zmęczone nogi ledwo chciały ją słuchać. Chciałaby po prostu usiąść i odpocząć. Nawet jeżeli nie wyglądała na przemęczoną, to wysiłek, jak włożyła w walkę z Kagemane ją wyczerpał doszczętnie.
- Jak potoczyły się inne walki? - zapytała przyjaciółkę. Musiała coś wiedzieć.

Tatsuo napisał:
Kurka ognista - no bo jasne, że nie wodna.
W całej swojej pewności siebie dopuszczał mimo wszystko myśl, że dziewucha za tą ścianą będzie coś kombinować i wywinie jakiś numer. Nie spodziewał się jednak tego, że będzie miał do czynienia z jakimś kretem lub inną dżdżownicą, która kopie w ziemi! Dziura w gruncie, jaką stworzyła Miyuki, była równie duża, jak dziura w planie młodego Uchihy. Chłopak zrobił założone wcześniej siuu, siuu, potem szybkie przemieszczonko, później chwila zwiechy i wreszcie orient w sytuacji, która dokładnie w tym momencie nie była najciekawsza.
Dwie stalowe gwiazdki mknęły - jak szybko oszacował - na jego tułów. W takich chwilach liczyła się instynktowna reakcja. Przesunięcie swojego torsu o te kilkadziesiąt centymetrów było znacznie bardziej oczywistym rozwiązaniem, niż próba złożenia naprędce trzech pieczęci i paniczne szukanie obiektu do Kawarimi. Wykonał więc unik w lewo, przy czym nie miał on polegać na pracy nóg i odskoku, tylko bardziej na skręcie całego ciała, ponieważ skręt ten chciał wykorzystać do wykonania gwiazdy, która miała zagwarantować mu dodatkowe noty za styl.
A potem wykonał coś zaskakującego pod kątem jego dotychczasowej taktyki. Tak, jak dotychczas uciekał od wysokiej dziewuchy, tak tym razem na jej szarżę odpowiedział... szarżą. Był niemal pewien, że dziewczyna nie będzie się tego spodziewać. Ba, sam przed momentem nie spodziewał się takiego ruchu po sobie, ale w tym szaleństwie była metoda. Dobył kunaia i ruszył przed siebie, ale wbrew pozorom nie zamierzał wchodzić w zwarcie, tylko skrócić dystans i dopiero wtedy z bliska cisnąć bronią, nie dając szans na unik. Wiadomo, spryciarz, więc kunai wyciągnął na samym początku, by sprawić wrażenie, że faktycznie chce przejść do walki bezpośredniej. W momencie, w którym miał dzielić ich dystans mniej więcej trzech metrów, planował szybciutko cisnąć kunaiem wprost w brzuch Miyuki, a po tym natychmiast zrobić fikoła po ziemi przez lewe ramię, by minąć się z oponentką i jej ewentualnymi atakami, gdyby coś poszło nie tak.
Tak dla pewności, po wykonaniu przewrotu zamierzał się obrócić w stronę dziewuchy i cisnąć jej w plecy pojedynczym shurikenem. Później odskoczył w tył, jeżeli sytuacja była wciąż nierozstrzygnięta.

Rejeł napisał:
Podczas walki, gdy ciało napędzała adrenalina, ciężko było czuć zmęczenie. Mięśnie słabły, obniżając możliwości, ale prawdziwe wyczerpanie nadchodziło dopiero po wszystkim - gdy emocje schodziły. Może Makoto nie miał za sobą katorżniczego wysiłku, jaki wymusiła Yuhiko na Sachi, ale wciąż był po pojedynku skupionym wyłącznie na walce wręcz. Przyjaciel pomógł mu się podnieść i uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał słowa zielonowłosego.
- Przepraszasz? Za co? - zapytał zaskoczony, ale również nieco rozbawiony. W końcu sam Makoto nie uczynił niczego dziwnego albo krzywdzącego Hibikiego, który przyjął porażkę zaskakująco lekko. - Może i bym wygrał, ale przegrałem. Nieważne z jakiego powodu. Przegrana to przegrana, a wygrana to wygrana. - dodał już poważniej i wyglądał nawet na nieco nieobecnego, gdyż wpatrywał się gdzieś w dal, a ton głosu miał taki, jakby kogoś cytował lub przypominał sobie coś z przeszłości. Szybko do siebie wrócił, bo ten stan rozkojarzenia trwał może jeszcze dwie sekundy po wypowiedzi.
- Hyuuga? Ishida przegrał z Kousuke. Słyszałem głos sędziego podczas walki. Nie spodziewałem się, że Inuzuka wygra. - odezwał się nieco zaskoczony tym, co mówił. Spojrzał w kierunku "pola", na którym miał miejsce ich pojedynek, ale teraz właśnie trwał tam kolejny, chociaż nie dało się dostrzec kto walczył z kim. Niewielka grupka gapiów, w której stał również Hyuuga Ishida, skutecznie zasłaniała widok.
- Tatsuo? Z pewnością nie umie. Gdyby umiał, to widzielibyśmy go codziennie, bo zapewne miałby go aktywowanego całymi dniami, bo wtedy jego salta wyglądałyby bardziej... bardziej... - skrzywił się Hibiki na chwilę, jakby uciekło mu słowo. Nawet zaczął nerwowo warczeć, usilnie starając się przypomnieć sobie określenie, które by pasowało. - ...bardziej łał. - zakończył zrezygnowany i westchnął.
- Dobra, chodźmy obejrzeć walkę. - mruknął jakby zirytowany sam sobą i ruszył nieśpiesznym krokiem w stronę tłumu, który oglądał walkę nikogo innego, jak Tatsuo Uchihy przeciwko Miyuki Hanai. Dwójka przyjaciół ustawiła się i miała dogodny widok na walkę od momentu, w którym stała połowa kopuły, dziewczynki nie było widać, a Tatsuo ją zachodził, zatem widzieli również jak gaduła wyskakuje z ziemi i ciska shurikenami w stronę widowiskowego cwaniaka.

Dwie przyjaciółki zeszły z pola walki, chociaż nie ruszyły obserwować innych pojedynków. Haru, jak to Haru, wesoło zaśmiała się, gdy usłyszała słowa wsparcia od Sachi. Szybko ją przytuliła, wręcz wciskając w siebie, a zmęczone ciało Nemuri nie potrafiło stawiać oporu. Zresztą nie było powodu.
- Dzięki! - rzuciła krótko i uśmiechnęła się w tradycyjny dla siebie sposób - niesamowicie uroczy, który rozczulał nawet pozornie twardych, niewrażliwych na słodycz osobników. Zaraz jednak pojawiło się pytanie, które uruchomiło w Haru pewne trybiki. Jej oczka otworzyły się szerzej.
- Sama nie wiem do końca, bo byłam pochłonięta Twoją walką. Wiem za to, że ten głupek Kousuke wygrał. Szkoda mi Taro, bo to taki uroczy piesek! Aww, chciałabym być Inuzuka! Miałabym wtedy takiego super pieska i razem byśmy trenowali, i mogłabym z nim rozmawiać! Kousuke normalnie rozmawia z Taro, a ten do niego szczeka i on to rozumie! Zaskakujące, prawda? A, a Kousuke walczył z Ishidą Hyuuga. Widziałam kiedyś jak Ishida ćwiczy sam, wieczorem na polu treningowym akademii. Też chciałam poćwiczyć, ale zrezygnowałam. Za to chwilę popatrzyłam z ukrycia jak on trenuje i miał takie płynne ruchy! Wyglądało to jakby... jakby... sama nie wiem jak. No wspaniale, trochę jakby tańczył, ale raz powoli, a raz niesamowicie szybko! Nie miałabym z nim najmniejszych szans w walce wręcz. A jednak przegrał. Dziwne. Może nie docenił Kousuke? - i zamilkła, zupełnie zamyślona co się mogło wydarzyć, że Hyuuga przegrał.
- Szósta para. Nobuki Sato i Haru Mori. Czas na pojedynek. - odezwał się jeden z Kinjich, którzy akurat stali na polu, z którego niedawno dziewczynki zeszły. Haru aż podskoczyła nie wiadomo czy z zaskoczenia, czy z ekscytacji, czy może połączenia obu. Wyglądała wciąż wesoło, ale na jej twarzy zawitało coś, czego Sachi nie widziała często, a nawet wyjątkowo rzadko - stres, obawy, presja? Ciężko było to określić, ale ujmowało to pewności siebie, jaka biła od dziewczynki.
- Pora na mnie! - odparła i bez tracenia czasu ruszyła truchtem na pole walki. Znacznie spokojniej wyszedł na nie przeciwnik Haru. Nobuki był jednym z najcichszych dzieciaków. Nie był samotnikiem, nie odcinał się od reszty, ale mówił po prostu cicho. Wśród przekrzykujących się kolegów i koleżanek w jego wieku, często był zwyczajnie zakrzykiwany. Jeżeli jednak nastawał moment spokoju, którym zresztą Nobuki emanował jak mało kto, to chłopak okazywał się być całkiem rozgadany. Nie miał dużo znajomych, ale za to miał przyjaciela, starszego przyjaciela, który był już geninem. Jeżeli z kimś Nobuki rozmawiał czy to w akademii, w której był odwiedzany, czy to na ulicy, to właśnie z tym dobrym znajomym. Nobuki nie wyróżniał się ani wzrostem, ani sylwetką. Był typowym przeciętniakiem jeżeli chodzi o warunki fizyczne. Miał, co dziwne, szare włosy, nieco dłuższe, które związywał w komicznie małą kitkę, gdy zaczynały się ćwiczenia lub walka. Tak też teraz wychodził do walki. Blada karnacja, zimne, błękitne oczy i usta, które rzadko się uśmiechały, tworzyły wrażenie chłodnego, zdystansowanego chłopaka, ale było to jedynie wrażenie. Każdy z akademii go kojarzył z jednej akcji, którą wywołał nie małe zdumienie - złapał w locie kunaia. I wcale nie była to drewniana atrapa, a metalowa broń, która wyśliznęła się z dłoni jednego z dzieciaków podczas ćwiczeń i pomknęła nieszczęśliwie w stronę Nobukiego. A ten ją złapał, jakby był na to gotowy od dawna. Był dobrym studentem akademii. Nie miał wielkich problemów w nauce, ani na ćwiczeniach, ale nie błyszczał w żadnej kategorii, chociaż wydawał się zdolny. Miał naprawdę nietypowy styl walki - pełen zaskakujących ruchów, sprytnych sztuczek i genialnego refleksu. Raz walczył w dystansie, raz w zwarciu. Płynnie przechodził między jednym, a drugim. Oprócz dużej torby, którą miał przypiętą do paska, to nie posiadał ze sobą żadnego więcej ekwipunku. Ustawił się na swoim miejscu, wyglądając tak, jak zawsze - niesamowicie spokojnie. Jego oczy, lekko przymrużone, wpatrywały się w Haru, która rozciągała się i przygotowywała do walki. Oboje czekali na sygnał.

Najdłużej trwająca walka - Tatsuo i Miyuki. Młody Uchiha został chwilowo przyparty do muru poprzez dwa nadciągające shurikeny. Dystansowy atak nie był domeną dziewczyny, ale tym samym mogła zaskoczyć przeciwnika. Jednak jej oponent wiedział nie tylko jak ciskać bronią, ale również jak bronić się przed nią, gdy zmierza w jego kierunku. Pech w tym, że jego obsesja na punkcie trikasów wygrywała z logiką i na dwie gwiazdki zareagował... gwiazdą. Ta akrobacja miała ogromny minus - nogi i ręce były rozłożone na boki, jedynie powiększając cel, w który chciała trafić Miyuki. W dodatku ruch, jaki wykonywało się podczas robienia gwiazdy sprawiał, że pokrywało się jeszcze więcej pola, ułatwiając trafienie. Nie był to wcale ruch nieprzewidywalny. Jednak odległość jaka dzieliła jego i Hanai była wystarczająca, aby pojedynek nie zakończył się w tym momencie. Dosłownie milimetry dzieliły nogę Uchihy od trafienia shurikenem, ale ostatecznie nic mu się nie stało. Pojedynek trwał dalej. Wyciągnął kunai i teraz to on zaskoczył przeciwniczkę, na którą ruszył. Miyuki uśmiechnęła się, mając zapewne nadzieję, że Tatsuo przestanie ciągle uciekać, a stanie z nią do walki twarzą w twarz. Zbliżali się do siebie w drastycznym tempie. Uchiha miał jednak plan, by szybko wygrać, kolejny raz zaskakując oponentkę. Był już trzy, może cztery metry od niej, gdy rzucił kunaiem. Ruch ten był doskonale widoczny, ale z tej odległości i tak Miyuki, która wciąż biegła na Tatsuo, miała niemały problem. Z całej siły spróbowała się zatrzymać, a swoje ciało natychmiast, gwałtownie skręciła bokiem. Taki ruch zupełnie wyrwał ją z równowagi, ale stała teraz lewym ramieniem do Tatsuo, zaś kunai śmignął tuż obok niej. Nie widziała co robi Uchiha, bo patrzyła w swoją prawą stronę. Jednak czarnowłosy zrobił przewrót przez lewe ramię, zatem nagle znalazł się w jej polu widzenia. I tego również nie do końca się spodziewała. Coś, co wcześniej trzymała w ręce, zostało natychmiast ciśnięte, słabo, ale wyraźnie w kierunku Tatsuo. Shuriken, który miał być wycelowany w plecy, ale w związku ze zmianą sytuacji został wycelowany w bok, również ruszył, ale znacznie mocniej, bardziej zręcznie. Kogo rzut będzie szybszy? Podwójny brzdęk metalu był pierwszym zwiastunem nadchodzącego werdyktu. Shuriken, senbon i dwa kunaie - te przedmioty leżały między Tatsuo, a Miyuki, lecz oboje nie mieli żadnych ran.
- Niespodziewanie muszę ogłosić remis. - odezwał się Kinji, a tłum niemal zgodnie był rozczarowany takim wynikiem. Każdy miał swojego faworyta i liczył na jego zwycięstwo, a w ten sposób obie grupy zostały zawiedzione. Miyuki stała, nieco wryta w ziemię, a jej pięści były zaciśnięte. Opuściła głowę, wyglądała na naprawdę zdenerwowaną. Bez słowa przeszła obok Uchihy i podeszła pod swoją technikę Dotonu, by zabrać stamtąd swój kij.

Makoto napisał:
Czy jego zmęczenie rzeczywiście zasługiwało na takie miano? W przeciwieństwie do innych osób, jego objawiało się raczej w innej formie. Być może zielonowłosy nastolatek nie słaniał się z nóg poprzez nadmierne zużycie pokładów swojej energii, jednak nagły koniec walki, czy ulga odganiająca stres względem tej potyczki z pewnością wpłynęły na odczuwanie, czy postrzeganie świata przez Makoto. Niemniej, nie to liczyło się w tym momencie.
- Z-Za... - zaczął tylko nieco zakłopotany, jakby nie wiedział dokładniej jak to ująć. Spojrzał gdzieś nawet na bok, chociaż równie dobrze mógł próbować dojrzeć to, co dzieje się na pobliskim polu treningowym. - Za ten znak. Gdyby cię nie rozproszył, to wygrałbyś to niemal od razu - dorzucił nieco ciszej, co wliczając nieco przyspieszone tempo wypowiedzi mogło nieco przypominać mamrotanie pod własnym nosem. Kiedy ton jego znajomego spoważniał, sam zielonowłosy przystanął nawet na moment, przyglądając się mu od boku. Przez chwilę młody uczeń akademii pomyślał nawet, aby zapytać się Hibikiego, czy coś się stało, jednak ten równie szybko wrócił do normy.
- Kousuke wygrał? Ale... naprawdę? Myślisz, że to dlatego, że właściwie było ich dwóch? W sensie, że to dzięki Taro? - kolejna seria rozważań dołączyłaby do poprzednich, a sam nastolatek zamyślił się nad tym, jak mogła przebiegać ich walka. Ishida z pewnością wydawałby się faworytem, a wątpliwym był fakt, iż Inuzuka dałby radę uknuć jakiś sprytny podstęp. Mimo tego, jedna kwestia pozostawała tutaj bez zmian. - Fajnie mieć takiego kompana zawsze u boku - dopowiedziałby tylko ciut zadumanym tonem, aby kolejną kwestię przemilczeć. Przytaknął jedynie prostym ruchem głowy, nie mogąc się nie zgodzić z tym jakże trafnym stwierdzeniem. Nie dało się ukryć, że jeśli ciemnowłosy aktywowałby Sharingana, to nie tylko ich klasa, co cała akademia wiedziałaby o tym jeszcze tego samego dnia. Niemniej zaśmiał się lekko na dźwięk, czy widok zakłopotania u Hibikiego. Samo pole bitwy wydawało się o wiele ciekawsze, aniżeli te przy ich pojedynku. Niemniej akcja miała się dopiero zacząć, a sam zielonowłosy czuł się zdecydowanie lepiej po tej stronie areny.
- W-Woo- - wydobyło się tylko ze strony nastolatka, kiedy to dziewczyna przystąpiła do swojej ofensywy, czy też w niedługim momencie po tym, jak wyskoczyła spod ziemi. Przyglądał się tak raz jednej, a raz drugiej stronie walki, zastanawiając się nad tym, jak dużo treningu wymagało od Uchihy nauczenie się tych wszystkich akrobacji. - Wiedziałeś, że M-Miyuki umie używać dotonu? - zapytał się tylko, chociaż jego uwaga w głównej mierze skupiała się teraz na dwójce walczących uczniach. Niemniej, w jego głosie dało się wyłapać lekkie zaskoczenie, czy niezbyt skrywane zaciekawienie. Niektórzy potrafili korzystać już z technik elementarnych, podczas gdy dla samego Makoto wydawały się one niczym czarna magia. - Remis?! - rzucił tylko zaskoczony, jakby próbował ocenić to, co dokładniej miało miejsce. W końcu w zasadach nie ustalono niczego innego, aniżeli warunki zwycięstwa, czy porażki. Nie było nic o limicie czasowym, czy potencjalnym remisie chyba, że trafili się jednocześnie? Albo oboje wyszli poza pole? Sam werdykt mimo wszystko zaskoczył nastolatka. - Ne, Hikkun, jak myślisz... którą walkę powinniśmy teraz obejrzeć, hm? - dopytałby się tylko po tym, jak wstępny szok takimi rewelacjami by opadł, a wszystko dookoła nich by się unormowało. Zawsze mogli zaczekać tutaj na kolejnych walczących. Chyba. Mimo wszystko sam zielonowłosy rozejrzałby się dookoła, jakby próbował zlustrować to, czy nie działo się w jego otoczeniu coś potencjalnie interesującego, jak chociażby odgłosy ekscytacji wywołane jakąś walką, czy ciskane techniki na miarę widowiskowych kul ognia.

Tatsuo napisał:
Noooo kurdebele, co to ma być?!
Elegancko wykminił najlepszy fortel, jaki ta głupia akademia kiedykolwiek widziała, a tu takie cyry! Ładnie przyaktorzył, było przecież blisko, zrobił ziuuuu w ostatniej chwili, a skubana Miyuki i tak jakimś cudem uniknęła jego kunaia. Czy ona, kurka, miała sharingana schowanego w oczach? No nic. Tatsuo machnął przewrót przez bark, tak jak planował, a potem cisnął kolejnym shurikenem, licząc, że tym razem już mu się poszczęści.
Ale nie poszczęściło się. Rozbrzmiał tylko dźwięk uderzającego o siebie metalu, a zaraz po tym sędzia ogłosił remis.
Uchiha zwiesił się na parę sekund, które potrzebował na skojarzenie tego, co tak właściwie się stało. Po tym krótkim milczeniu wybuchł energią na nowo i poderwał się do góry z dotąd przykucniętej pozycji.
- Ale, Kinji-sensei, taki właśnie był super ekstra plan! Tak właśnie musiało być! Teraz miałem zrobić fikoła i po uniku pokazać nowe jutsu! Kinji-senseeeeei, wznów naszą walkę, noooo proooooooośba - nawoływał rozemocjonowany do sędziego, ale jego wszelkie próby i starania zapewne nie przyniosły jakiegokolwiek skutku.
Remis. No nie był za bardzo zadowolony z tego wyniku, szczególnie, że ścierał się z dziewuchą. Do tragedii było jeszcze daleko - istotne, że nie przegrał walki, a kilka swoich efekciarskich akcji zaprezentował szerszej publiczności. Pokazałby o wiele więcej, ale sędzia zepsuł walkę. Tak to sobie właśnie tłumaczył Tatsuo.
Odwrócił się w kierunku dziewczyny, która z grymasem na twarzy zbierała właśnie swoje klamoty.
- Ej, Miyuki, masz fuksa, że nie zdążyłem odpalić sharingana! - rzucił do niej, a potem zasugerował się nieco jej zachowaniem i również przystąpił do zbierania swojej broni. Trochę tych shurków i reszty sprzętu na placu boju zostało, a to wszystko mu było przecież potrzebne. W końcu egzamin miał zacząć się lada moment.
Skompletował swój ekwipunek i rozejrzał się po okolicy. Był na tyle skupiony na swojej walce i jej rezultacie, że w sumie nawet nie wiedział, co działo się dookoła. Czy jeszcze gdzieś toczyła się bitka?
- Ej, jak tam inne walki? - odezwał się do któregoś z rówieśników, najlepiej do nie-frajera i nie-dziewczyny. Potem schował dłonie w kieszeniach i z luzacką pozą przyjrzał się pozostałym potyczkom.

Sachi napisał:
Sachi słuchała Haru z uwagą... Nie, chciałaby słuchać jej z uwagą, ale wszystko, co mówiła przyjaciółka wpadało jednym uchem a wypadało drugim, choć nie było to zamierzenie blondynki. Teraz, gdy jej walka się skończyła a adrenalina puściła jej siły topniały w zastraszajacym tempie. Przytakiwała, uśmiechając się do dziewczynki i starając się wyłapać chociaż część informacji, które wylewała z siebie Haru. Kousuke wygrał w niespodziewany sposób. A Haru chciała pieska. Mniej więcej tyle zakodował zmęczony umysł Sachi, ale tyle wystarczyło, by na jej uska wskoczył ciepły uśmiech.
- Jak zostaniemy geninami, dam ci w prezencie pieska, co ty na to? - powiedziała do przyjaciółki, choć jeszcze nie miała pojęcia , jak to osiągnie. Detalami zajmie się, gdy już odpocznie. Niespodziewanie następna walka należała do zielonookiej. A więc... Sachi musiała dopingować Haru z całej siły. Nim przyjaciółka ruszyła na pole sparingowe, Nemuri wykrzesała z siebie siły, by przytulić Haru, jakby chcąc życzyć jej powodzenia. Choć, szczerze, Sachi mogłaby teraz zasnąc w tym uścisku...
- Powodzenia - wyszeptała i już tylko obserwowała, jak Mori rusza na sparing z Nobuki. Znalazła sobie wygodne miejsce przy arenie, by móc obserować wszystko i usiadła, chcąc jednak oszczędzać siły na uściski i gratulacje, które nadejdą gdy już Haru wygra. Bo wygra. Była tego pewna!
Powrót do góry Go down
Rejeł

Rejeł

Liczba postów : 6
Join date : 21/10/2019

Alegoria Przygody Empty
PisanieTemat: Re: Alegoria Przygody   Alegoria Przygody EmptyPon Paź 21, 2019 9:33 pm

Zasady były jasne - żadne nie mogło się skrzywdzić podczas sparingów, a czujne oko Kinjiego dyktowało kiedy nastąpiłoby trafienie. Dzieciaki musiały ufać, że nie będzie oszukiwał lub zwyczajnie mylił się. Nie miały zresztą powodu do wątpienia w senseia. Jako nauczyciel był jednakowo surowy dla każdego, nie dało się dostrzec, że któregoś ze swoich wychowanków lubi bardziej lub mniej od drugiego. Wiedział, których musi się "czepiać", częściej wywołując ich do odpowiedzi lub zaprezentowania czegoś, ale nie było to żadną złośliwością. Kinji naprawdę starał się, by każdego wyszkolić najlepiej jak potrafił, a jego poprzednie klasy mogłyby nawet dostrzec, że w tym roku bardziej się stara, poświęca klasie więcej czasu. Jakby spodziewał się, że będzie czekać je coś ciężkiego. Tylko co? Po prostu życie?
- Twój fikoł nie uchroniłby Cię od trafienia niezależnie, w którą stronę byś go wykonał. Było za późno, bo wykonaliście atak niemal jednocześnie. - odparł spokojnie do niepocieszonego Tatsuo. Remis z babą, to młodszy brat koszmaru o przegranej z typiarą. Mimo wszystko koledzy nie śmiali się, bo młody Uchiha zrobił wystarczające show, by ich onieśmielić. Oprócz akrobacji zaprezentował też uwolnienie żywiołu i to nie byle jakiego, bo ulubionego pośród dzieci - ognia. Dało się zrozumieć, gdyż Katon zdecydowanie był jednym z najbardziej efekciarskich, co zresztą zostało udowodnione. Koledzy szpanera oczywiście podzielali zdanie samego Tatsuo, dodając, że "już prawie ją rozwalił" i "baba to baba, Kinji-sensei dał jej fory, bo nie wolno bić bab".  Wokół samej Miyuki zebrała się grupka koleżanek i nawet nie-do-końca koleżanek. Słychać było gwar i zachwyty, bo dotychczas dziewczyna jedynie popisywała się zręcznością ze swoim kijem, a nie technikami Dotonu. No i zremisowała z Tatsuo, a dokładniej z Uchiha. I to było bardzo istotne. Dziewczyna jednak dobrze usłyszała słowa swojego, jeszcze do niedawna, oponenta i nie zamierzała tego przemilczeć.
- Masz fuksa, że nie zdążyłam ci przywalić kijem. - odwarknęła i pozbierała co jej. Chociaż czarnowłosy dosyć szybko "wyluzował", to jego przeciwniczka zdawała się mocniej przeżywać całą walkę. A szczególnie jej werdykt.
Na pytanie Tatsuo odpowiedział hałas, hałas jego wielu kolegów przekrzykujących się w drobnym konkursie o tym kto będzie godzien przekazać swojemu cool kumplowi informacje o przebiegu innych sparingów. Cisza zapanowała dopiero wtedy, gdy Shun zdzielił większość z nich otwartą dłonią w tył głowy.
- Ogarnijcie się, debile. - rzucił karcącym tonem i uśmiechnął się lekko. - Ja powiem. - dodał, a reszta jedynie pokiwała głowami. Shun Yamanaka był jednym z tych w klasie, których zwyczajnie szanowano. Tak po prostu. Jak na dziecko był bardzo rzeczowy i stanowczy. Czasami może impulsywny. Nie brakowało mu pewności siebie ani w słowach, ani w działaniach. Nie wyróżniał się szczególnie sylwetką. Był wysoki, ale nie szczególnie. Był szczupły, ale nie za bardzo. W oczy mogła się rzucać jasna czupryna - blondyn z krótką fryzurą podobną do tej Makoto. Oczy miał niby błękitne, ale wydawały się wręcz srebrne.
- To tak, nasz kujon Hibiki przegrał z Makoto, to jest dziwne. Kousuke wklepał Ishidzie, aż miło było popatrzeć, hahaha! - na koniec roześmiał się, jakby rzeczywiście było to zabawne widowisko. - No i ten, no, ta dziwna, eeee, no wiesz, Sachi, to walczyła z Yuhiko i przegrała. Ale, kurde, żebyś widział co się stało z cwaniarą! Poryczała się i w ogóle jakby, no nie wiem, przestraszyła się czegoś i nie mogła się uspokoić. Ta Sachi to jednak jest... - nie dokończył, patrzył już gdzieś w dal, lekko się uśmiechnął i może zarumienił? Któryś z kolegów chciał się coś odezwać, ale Shun szybko się ocknął i dał mu przez łeb tak, jak wcześniej. - O, a teraz walczy na przykład ten milczek Nobuki i Haru. - dodał na sam koniec, wskazując palcem na miejsce, gdzie miała zacząć się walka. - Dawaj, obejrzymy. - rzucił i nie czekając na innych, nawet na Tatsuo, ruszył w tamtym kierunku.

Hibiki miał zdecydowanie odmienne zdanie na temat tego jak walka by się potoczyła. Niezależnie jak mogłoby być, to tak się nie stało. Liczył się wynik, a więc zwycięstwo Makoto. Przyjaciel jedynie pokiwał głową na boki, zaprzeczając, ale nie wiadomo czy przeprosinom czy wyobrażeniom na temat możliwości wygranej. Zrobił to samo, gdy zielonowłosy snuł teorie na temat Inuzuki i jego duetu.
- Kiedyś Kousuke wyzwał mnie na pojedynek po akademii. Nie chciałem walczyć, ale on nalegał tygodniami. W końcu się zgodziłem, ale pod jednym warunkiem - bez Taro. Nie chciałem krzywdzić psa, bo jego towarzysz jest narwańcem. Wiesz, prawie to przegrałem. Może Kousuke nie wygląda, ale jest naprawdę silny i... ciężki do przewidzenia w walce. Jednocześnie on jakby wiedział ciągle co chcesz zrobić. Ishida jest też nadzwyczaj silny jak na swój wiek, ale wynik był przesądzony od samego początku. - Hibiki mówił półgłosem, jakby nie chciał, by ktoś więcej słyszał o całym tym zdarzeniu. Walki poza sparingami w akademii były stanowczo zabronione - nawet w ramach treningu. Pojedynki studentów akademii mogły odbywać się jedynie w ramach lekcji i była to wiedza powszechna tak samo, jak kara za przewinienie - bezwzględny zakaz ukończenia akademii, a więc zupełnie zamknięta droga do zostania ninja. Wszystko to zostało wprowadzone przez aktualnego Hokage, który jasno wytłumaczył swój powód, a brzmiał on mniej-więcej tak: studenci Akademii w wyjątkowo młodym wieku opanowują sztukę ninja, która niemalże zawsze jest drogą krwawą. Od najmłodszych lat uczeni są walki, dawane są im narzędzia, by się bronić, ale także atakować. Jest to broń, są to techniki i umiejętności. Młody umysł nie jest w stanie zrozumieć powagi i odpowiedzialności, jaka ciąży na nich od momentu uzyskania nauki w akademii. Dziecinny błąd może kosztować życie. Ninja to nie zabawa, a jutsu nie są już na niby.
- Nie, nigdy nie pokazywała Dotonu, a z Tatsuo nieraz ścigali się w popisówkach. Albo specjalnie ukrywała, że potrafi, albo dopiero niedawno nauczyła się go używać. Każdy trenuje na własną rękę... - Hibiki mówił powoli, wręcz monotonnie, a wszystko dlatego, że był zupełnie skupiony na walce, której się przyglądał. Ocknął się dopiero, gdy został ogłoszony werdykt. Prychnął lekko rozbawiony i wzruszył ramionami.
- Remis. - potwierdził, a zaraz za pytaniem Makoto, została ogłoszona kolejna walka. Oczy klasowego faworyta, chociaż przegranego, otworzyły się szerzej i wyglądał na naprawdę zaintrygowanego.
- Tę, tę walkę. Nobuki i Haru. - ruszył natychmiast w kierunku pola walki, ale nie zapomniał o swoim przyjacielu, przystanął trzy kroki później i odwrócił się do niego. - Idziesz? To będzie dobra walka, obiecuje. - i zdawał się delikatnie uśmiechać. Czekał za to cierpliwie na swojego kompana, bo chociaż sparing naprawdę go interesował, to nie zamierzał go zostawić samemu sobie.

Radosny, uroczy śmiech rozległ się po okolicy. Oczywiście źródłem takich miłych dla ucha dźwięków była zazwyczaj Haru i w tym przypadku było podobnie. Dziewczynce chwilę zajęło opanowanie się, przekrzywiła głowę na bok, a swoją dłoń położyła na czubku głowy Sachi, wpatrując się w jej zmęczone oczy z pewną dozą współczucia czy litości.
- Sachi wracaj na ziemię! Jesteś zupełnie padnięta, musisz odpocząć, o, a najlepiej to się drzemnąć! - i została wywołana do walki, uśmiechnęła się szerzej. - Ale nie teraz! Teraz musisz trzymać za mnie kciuki. - dodała i została przytulona, wtuliła się w przyjaciółkę na chwilkę, nie dając się teraz ugłaskać i umilić, bo nadchodził czas pojedynku. Teraz musiała być bezwzględna, nie mogła tego przecież przegrać. - Dzięki, dzięki. - rzuciła już ruszając na pole walki, na którym stał już jej przeciwnik. Nobuki naturalnie był bardzo spokojny, nawet w takich pełnych emocji momentach, a w szczególności dla dzieci. On stał opanowany, wręcz niepokojąco opanowany. Ustawili się naprzeciwko siebie. Było widać, że Haru się denerwuje. Nerwowo ruszała dłońmi, miała gwałtowne ruchy, a jej oczy skupione były na oponencie. Początek sparingu został ogłoszony i w tym momencie niewiele się wydarzyło. Prawa ręka Nobukiego szybko znalazła się w torbie, ale nic z niej nie wyciągała. Haru zaś odskoczyła kawałek do tyłu i stała gotowa do tego, co może zostać wyrzucone przez przeciwnika. Ale Nobuki niczym nie rzucał, a stał nieruchomo jak posąg. Dziewczynka zbita z tropu nie wiedziała co zrobić - ewidentnie była przygotowana na nią pułapka i musiała ją aktywować, by cokolwiek zrobić dalej. Tylko jak tego dokonać, by nie dać się schwytać? Wyciągnęła kunai, który wymierzyła w klatkę piersiową chłopaka i rzuciła. Rzut nie był nadzwyczajny, ale prawidłowy - wystarczający, by nie każdy był w stanie go uniknąć, a w takim wypadku mógłby być nawet śmiertelny. Nobuki, jakby gotowy na to całą wieczność, zrobił zwyczajnie krok w bok zaraz po wyrzuceniu oręża przez Haru, a to śmignęło obok niego - dalej trzymającego rękę w torbie. Musiała zrobić coś innego. Zawiązała trzy pieczęcie, a obok niej powstały dwa klony - oczywiście wiadomym było, że to jedynie Bunshin, ale nie w tym tkwił cały podstęp. Dwie iluzje natychmiast ruszyły na chłopaka, który stał niewzruszony widokiem nadciągających Haru. Zresztą sama twórczyni kopii ruszyła zaraz za nimi. Kopie biegły jedna obok drugiej, zasłaniając jak największe pole widzenia, a niewiele przed samym Nobukim zaczęły skakać lewo-prawo, przeplatając się, aby go rozproszyć. Młodzieniaszek dalej stał w oczekiwaniu na konkretne wydarzenie. Wiedział nie tylko on, ale i cała klasa, że Bunshini w zetknięciu z czymś zwyczajnie znikają, więc nie miał co do nich obaw. Prawdziwa Haru była na uboczu, wciąż względnie widoczna dla Nobukiego. Wyciągnęła lewą ręką kolejny kunai, a następnie wskoczyła zaraz za plecy klonów, by się nimi osłonić. Miał być to natychmiastowy atak z zaskoczenia, ale nim nie był. Dziewczynka przerzuciła broń do drugiej ręki, a pustą zamachnęła się ostentacyjnie, by było widać, że zamierza czymś rzucić zza klonów. Wyrzuciła niby kunai, na który Nobuki się nabrał. Byli zdecydowanie zbyt blisko siebie, aby reagować w momencie ujrzenia broni, zatem zareagował wcześniej. Jego ręka błyskawicznie wysunęła się z torby, robiąc płytkie cięcie w powietrzu prostym tanto, które błysnęło. Jego twarz pierwszy raz zmieniła wyraz - był zaskoczony, ale nie zamroczyło go to na długo. Instynktownie odskoczył i to uchroniło go od niechybnej przegranej, gdyż jeden z klonów Haru został od tyłu przeszyty kunaiem, który miał zostać ciśnięty nieco wcześniej. Bez wątpliwości trafiłaby w swojego przeciwnika. Unik był skuteczny, oddalił ich o kolejne kilka metrów, jednak dziewczynka teraz dążyła do zwarcia. Był zbyt dobry w unikach, aby móc rzucać w niego bronią. Trzeci kunai został wyciągnięty przez dziewczynkę i obrócony ostrzem do tyłu, aby ułatwić sobie cięcia. W tym momencie Kinji zbliżył się nieco bardziej do walczących dzieciaków. Dochodziło do starcia w zwarciu z ostrymi narzędziami. Niby nie wolno było przynosić mieczy do akademii, ale tanto było wyjątkiem - nie było wcale bardziej niebezpieczne niż kunai przy normalnym zastosowaniu. Szerokie cięcie w brzuch zostało przez Nobukiego uniknięte zwyczajnym krokiem w tył, by natychmiast pchnąć w bark Haru swoim orężem. Dziewczynka wcale nie była wolniejsza od swojego przeciwnika, zatem uchyliła się w bok, puszczając ostrze obok ramienia - w końcu po odsunięciu się Nobukiego  znajdowała się ledwo w jego zasięgu. Za to jego rękę miała tuż obok siebie, nim ten zdążył ją cofnąć, to Haru chwyciła go za nadgarstek wolną dłonią, by pociągnąć go do siebie, próbując nadziać na podbródkowy pięścią zaciśniętą na kunaiu. Nobuki nie był w ciemię bity - nie szarpał się, a poszedł za siłą dziewczynki, by natychmiast unieść kolano i trafić nim w łokieć przeciwniczki, niby przyśpieszając jej cios, ale zupełnie zmieniając jego tor lotu. Pięść wraz z kunaiem minęła jego twarz o ledwie centymetry, chociaż i tak odchylił głowę na bok. Teraz to on przejął inicjatywę. Stał bardzo blisko niej, jej jedna ręka była zajęta trzymaniem go, a druga właśnie wykonała chybiony atak. Za to on miał wciąż jedną wolną. Którą wykonał krótki cios w prawy bok dziewczynki. Haru spanikowała, a może była to jedyna forma obrony, bo uznała, że jedyne co może zrobić, to zrobić krok do przodu i... wejść w Nobukiego. Nie miała szans na inny unik, bo jej ręka wciąż ją ciągnęła impetem, a później cofanym ciężarem. W ten sposób zderzyli się czołami, napierając tak na siebie, aby żadne z nich nie mogło po prostu uderzyć głową, zdobywając łatwe trafienie. Chwilę się tak siłowali, aż oboje uznali, że to bezsensowne. Jakby w zgodzie odskoczyli jednocześnie od siebie po dwa metry do tyłu, jednak Haru nie zamierzała tam zostawać na długo - gdy tylko dotknęła ziemi, to wybiła się od niej z całych sił, ciskając kunaiem w prawą nogę Nobukiego. Ona zaś celowała nieco za bardzo w lewo swoją szarżą. Chciała przewidzieć unik chłopaka, ale ten wcale nie ruszył się z miejsca, a zgrabnym cięciem strącił broń, która niechybnie wbiłaby się w jego udo, gdyby tylko Kinji do tego jeszcze dopuścił. Plan Haru zawalił, Nobuki go przejrzał, a teraz, w locie nie dało się już zatrzymać. Pięść miała trafić prosto w brzuch chłopaka, który po uniku kunaia miał znaleźć się obok - niezdolny do natychmiastowego drugiego uniku. Jednak teraz musiała zmienić rękę, by spróbować trafić go długim, lekkim prostym z lewej. Był gotowy na to gdzie się pojawi. Niezdarne uderzenie dziewczynki nie zadałoby mu żadnych obrażeń, ale w tym pojedynku nie chodziło o rany, a o trafienie. Zmuszony został najpierw do uniku, by zaraz ciąć z góry, próbując trafić w rękę, która go chybiła. Haru ledwo zdążyła opuścić rękę zupełnie w dół, szarpiąc nią, wręcz wyrywając się z balansu, by tylko ostrze tanto nie mogło spotkać się z jej ciałem. Nawet w teorii. I chociaż uniknęła przegranej, to Nobuki w tym momencie obracał się na prawej nodze, by wykonać mocne kopnięcie stopą w brzuch przeciwniczki. Haru nie miała szans na uniknięcie, więc uniosła obie dłonie tuż przy sobie, by po prostu chwycić stopę chłopaka, przyjąć cios na dłonie, by został zaliczony jako przyjęty na gardę. Dziewczynka aż została odsunięta do tyłu, ale nie zamierzała się poddać. Skorzystała z tej samej sztuczki co wcześniej - przytrzymania i przyciągnięcia. Teraz jednak trzymała nogę. Chłopak poleciał wprost na nią, tracąc równowagę. Jego twarz kolejny raz wyrażała zdziwienie, a jeszcze większe, gdy został podcięty. Upadł na plecy, wypuszczając mimowolnie tanto. Haru natychmiast je kopnęła tak mocno, że to poodbijało się i przesunęło aż poza pole walki. Jednocześnie kucała już wymierzając solidny cios w nos, Nobuki się przeturlał w bok w ostatniej chwili, pozwalając przeciwniczce trafić ręką w twardy grunt, a nie w niego. Teraz wydawało się, że to on był na przegranej pozycji. No, dopóki nie podniósł się i podczas odskoku do tyłu nie rzucił w stronę Haru... kulkę? Metalowa kulka nie była po prostu kulką, a uwiązanym ciężarkiem na końcu metalowej linki. Ta oplątała się wokół lewej nogi dziewczynki, a chłopak natychmiast owinął żyłkę wokół rękawa i pociągnął do siebie. Haru upadła na plecy i wtedy stało się coś zaskakującego - zaczęła wiązać pieczęcie, które Tatsuo doskonale znał. Nobuki jednak nie miał pojęcia co się wydarzy lub po prostu chciał to przerwać, bo doskoczył błyskawicznie do niej, chcąc od góry przydeptać ją nogą z niemałym impetem, co miało zostać potraktowane jako trafienie. Ale gdy tylko podniósł nogę, to leżąca Haru skończyła wiązać pieczęcie i nabierać głęboko powietrza. Ze świstem poleciała jedna kula ognia identyczna do tych, które prezentował Tatsuo. Jednak to wyglądało inaczej - za nią nie leciały kolejne w jednym, zwartym ataku. Celność pozostawiała sporo do życzenia, bo Nobuki nie musiał bardzo nawet się uchylać w bok, by uniknąć ataku. Najważniejsze było to, że przerwał swój atak. Dziewczynka szybko podniosła się do siedzenia i wystrzeliła z ust kolejną kulę ognia - tym razem już jasno wycelowaną w tors chłopaka. Odskoczył do tyłu i w bok, daleko, by dać sobie więcej czasu na uniki, bo technika Katonu była dla niego zdecydowanie za szybka. Zaraz Haru się podniosła i wystrzeliła ostatnie dwie kule po sobie - jedna nieco w lewo, druga nieco w prawo, ale obie tak, by uderzyły w boki Nobukiego. Ten miał już jednak przygotowaną rękę w torbie, bo natychmiast wyciągnął zwój, który szybkim szarpnięciem został odpieczętowany - wydostało się z niego sporo wody, wystarczająco, by ugasić niewielkie kule ognia. Syk pary wodnej ogłuszył wszystkich na chwilę, a sama para zasłoniła Nobukiego. Haru stała gotowa dalej, nieco już zdyszana tempem walki. Wyciągnęła z torby cztery shurikeny, a później raz za razem ciskała je na oślep w parę. Ale niczego nie było słychać, ani widać. Widownia mogła dostrzec, że rzutki spokojnie przelatują przez parę i lecą dalej, a sam Nobuki dalej jest w niej ukryty. Wtem z pary w stronę Haru wyleciało około dziesięć kunaiów, zupełnie jednocześnie. Zdawałoby się, że to koniec walki, ale dziewczynka wiązała pieczęci i to zaskakująco szybko. Szybciej, niż ktokolwiek w klasie. Ledwo skończyła, a broń wbiła się w jej ciało. Na sekundę stała tak, naszpikowana kunaiami, a widownia w sporej części pisnęła lub jęknęła z przerażenia. I wtem Haru zmieniła się w kamień, a raczej w obłok dymu, z którego upadł kamień. Ten, za którego się podmieniła był na środku pola walki i z podobnym dymkiem stanęła teraz tam. I ponownie wiązała pieczęcie. Jeszcze raz to samo - co mógł zauważyć Tatsuo, ale niekoniecznie, bo jego oczy ledwo nadążały za rękoma dziewczynki. Nobuki już nie stał w parze - została ona rozwiana, a on, nieco mokry stał przygotowany do walki, zaś u jego nóg leżał rozwinięty, długi zwój. Haru błyskawicznie ruszyła na przeciwnika, szarżowała, nabierając głęboki wdech. Wiedział co go czeka, więc natychmiast obniżył pozycję i zaczął się cofać, właściwie w stronę przeciwną do widowni, stojącej po drugiej stronie boku pola. Pomknęła pierwsza kula, którą zwinnie uniknął, uchylając się podczas skoku. Zaraz poleciała kolejna, a on znów odskoczył, tym razem zdecydowanie wcześniej, niż ostatnio, zatem nie miał problemu z unikiem. Złapał rytm przeciwniczki w wydmuchiwaniu kul ognia, zatem tak też uniknął trzeciej i czwartej, cały czas odskakując do tyłu i na bok, gdy dziewczyna biegła na niego i ciskała ogniem. Wiedział, że jej limitem są cztery kule ognia, ale ona wciąż biegła i wyciągała coś z torby - kolejne cztery shurikeny, którymi rzuciła po dwa. Nie dawała mu czasu na rozeznanie się w sytuacji, po prostu napierała do przodu, atakowała dalej, a jej rzuty wcale nie były celne. Bo nie musiały być. Nobuki odskoczył to w lewo, to w prawo, bez problemu unikając gwiazdek, aż stanął na... swoim tanto. I wtedy dotarło do niego, że wpadł w pułapkę Haru. Był poza polem bitwy, zaś ona wiązała pieczęci, trzeci raz te same. Twarz chłopaka pobladła, widać było, że stracił swoje opanowanie. Ile był sekund poza polem? Tego nie wiedział, ale był świadomy, że jeżeli będzie to trwać piętnaście sekund, to przegra. Musiał natychmiast wrócić na pole walki, które wcale nie było od niego daleko - może pięć metrów, raczej niecałe. Ale Haru już wydmuchiwała kulę ognia tuż pod jego nogi tak, by uniemożliwić mu skok do przodu. Jednocześnie wyciągała drugą ręką z torby, jak się okazało, ostatnie cztery shurikeny, które trzymała przygotowane. Nobuki uskoczył na bok, już miał się rzucać do przodu, gdy kolejna kula pomknęła wprost na niego, skoczył w bok, był już metr bliżej, ale leciał następny ognisty pocisk, znów w bok, po ukosie i znów uzyskał metr. Wtedy pomknęły na niego trzy shurikeny - na oba boki i na środek jeden tak, jakby był kulą ognia - pod stopy. Zrobił krok do tyłu, bardzo szeroki i stanął bokiem. Gwiazdki śmignęły z obu stron, a jedna wbiła się tuż pod jego stopami. Skoczył w przód i przed samą linią się zatrzymał, bo zmierzała w jego kierunku ostatnia kula. I nim jeszcze dotarła, nim zdążył zareagować na nią, to Kinji chwycił go i przesunął w bok.
- Nobuki Sato znajdował się ponad piętnaście sekund poza polem walki, zatem zwycięża Haru. - dziewczynka stała jak wryta, rozglądała się, aż dostrzegła Sachi, pomachała do niej wesoło, a następnie zachwiała się. Z jej dłoni wypadł shuriken, a ona upadła na kolana, osuwając się na ziemię, jakby mdlejąc. I cała widownia teraz wyrażała zdziwienie i zaniepokojenie sytuacją, nie wiedząc dokładnie co teraz robić - skoro zwyciężczyni upadła i... straciła przytomność? Może. To nie było w tym momencie wiadome.
Powrót do góry Go down
Mori

Mori

Liczba postów : 13
Join date : 17/10/2019

Alegoria Przygody Empty
PisanieTemat: Re: Alegoria Przygody   Alegoria Przygody EmptyWto Paź 22, 2019 1:15 am

Sachi siedziała przy arenie, walcząc z wszechogarniającym zmęczeniem. Pomimo tego, że bardzo chciała uważnie obserwować zmagania przyjaciółki, zmęczenie brało górę. Obserwowała wyjście Haru na arenę i w duchu uśmiechała się na myśl, że Mori na pewno da z siebie wszystko. Młoda Nemuri zdawała sobie sprawę z tego, że jednak walka z Nobukim będzie trudna. Jak zawsze był stoicki i opanowany, wręcz emanował pewnością siebie. Yuhiko też była pewna siebie. Sachi zmarszczyła brwi, przypatrując się powolnemu rozwojowi akcji między dwoma uczniami akademii i niespodziewanie klasnęła mocno w swoje policzki. Dajesz, Sachi, ie możesz tak patrzeć i nic nie robić, kiedy Haru potrzebuje twojego wsparcia! Powiedziała do siebie swoim wewnętrznym pełnym siły głosem, choć jej ciało czuło się niesamowicie słabe. Nie mogła się jednak poddać tylko dlatego, że czuła się trochę obolała. Jej przyjaciółka jej potrzebowała! Sachi wstała, nie spuszczając z oka dwójki walczących.
- Dajesz, Haru! Nie daj mu się! - wykrzyczała najgłośniej jak się dało. A walka nabierała rumieńców. Sachi zresztą też. Wraz z kolejnymi ciosami coraz mniej była w stanie przewidzieć to, jak potoczy się pojedynek. Nobuki i Haru byli niesamowici, zwłaszcza jej przyjaciółka. Sachi łapała się na tym, że tylko stała, podziwiając umiejętności, jakie prezentowała młoda Mori. Gdzieś wewnątrz czuła, że przy tym pokazie jej własna walka była dziecięcą grą, ale nie przeszkadzało jej to w pełnym entuzjazmu kibicowaniu Haru. - Jeszcze trochę! Przywal mu z całej siły! - krzyczała dalej, próbując nadążyć.
Wtem... sparing przybrał zupełnie nowy obrót, który całkowicie wytrącił Sachi z równowagi. Jej przyjaciółka potrafiła uwolnić żywioł w tak zastraszającym tempie, że nawet Nemuri nie wiedziała, jak powinna zareagować. Walka przeszła w sferę ninjutsu i Nobuki wiedział, jak na to zareagować. Gdy kunaie przeszyły ciało Haru, Sachi pisnęła nie wierząc, że to mógł być koniec. Przestała nadążać za tempem pojedynku i mogła jedynie reagować z opóźnieniem.
Gdy pułapka na Nobukiego stała się i dla niej oczywista, krzyczała z radości w stronę przyjaciółki. Już tak niewiele zostało! Niedługo będą mogły świętować zwycięstwo Haru w cukierni! Było jasne, że Mori zostanie geninem po tym pokazie, choć nigdy wcześniej nie pokazywała swoich umiejętności. Sachi była tego pewna! Obserwowała jak kolejne kule ognia mknęły w stronę przeciwnika Mori i liczyła sekundy, które zostały do jego dyskwalifikacji. Trochę zdziwiła się, gdy Kinji pojawił się obok chłopaka oznajmiajac jego przegraną, bo ona sama naliczyła dopiero 10 sekund, ale nie to było ważne. haru wygrała! Nie mogła powstrzymać radosnego okrzyku i podskoku, który jedynie sprawił, że zakręciło jej się w głowie.
- Haru! Haruuuucchi! Wygrałaś! - krzyknęła na całe gardło w stronę przyjaciółki, na sekundy przed tym, jak ta straciła przytomność. Sachi zamrugała. Nie rozumiała. Jakieś straszne wrażenie ogarnęło jej wnętrze, zmuszając ją do biegu w stronę przyjaciółki.
- Haru! - Tym razem nie krzyczała z radości a zmartwienia. I pewno dobiegłaby do dziewczynki szybko, gdyby nie poplątały jej się nogi i nie upadła na ziemię tuż przed Haru. Pozbierała się najszybciej jak mogła, nie zwracając na ból i zmęczenie i dotarła do przyjaciółki, próbując zrozumieć, co się stało. Przyklęknęła przed nią i lekko potrząsnęła, jak zagubione dziecko którym właśnie się czuła. - Sensei... - wyszeptała, zanim zrozumiała, że powinna krzyczeć. - Sensei!
Powrót do góry Go down
Makoto
Admin
Makoto

Liczba postów : 115
Join date : 24/07/2019

Alegoria Przygody Empty
PisanieTemat: Re: Alegoria Przygody   Alegoria Przygody EmptyWto Paź 22, 2019 1:36 am

Dalsze drążenie tematu nie miałoby zbyt wiele sensu. Co prawda, zielonowłosy mógłby kontynuować tę debatę godzinami, jednak nie sposób tu ocenić, która ze stron ma więcej racji. Jakby nie spojrzeć na zaistniałą sytuację, to większość kwestii pozostawała tutaj w wyimaginowanej strefie domysłów.
- P-Po- ! - zaczął nieco głośniej, jakby lekko zaskoczony tą kwestią, aby chwilę później zejść nieco z tonu. - Pojedynek? - dokończyłby tylko nieco zaskoczony nastolatek, jakby nie dowierzając temu, co właśnie przyszło mu słyszeć. Mimo wszystko, Hibiki nie miałby najmniejszego powodu by wymyślać jakieś niestworzone historie. Makoto zadumał się przez pewien moment. Zupełnie tak, jakby analizował to, co właśnie miał okazje usłyszeć. - Silny i trudny do przewidzenia i to bez pomocy Taro. Myślisz, że może ma jakieś zwierzęce instynkty, albo jakiś szósty zmysł? A może po prostu ma aż tyle doświadczenia by przewidywać ruchy? - zaczął stopniowo teoretyzować w kwestii Inuzuki, przez co na pewien moment wszystko inne zeszło na dalszy plan. Zresztą popisowe wyścigi nie były raczej jego konikiem, toteż nie do końca wiedziałby, co dopowiedzieć w tej kwestii. Pewnie dlatego też przytakiwał spokojnie głową.
- Każdy... - dodał tylko równie zamyślone zgłoski, które powtórzył bez większego namysłu. Nie chodziło tutaj już o same możliwości trenowania. W jego własnym przypadku problemem zdawałaby się być względna niewiedza w kwestiach takich jak wszelkie elementarne techniki. O wszelkich genjutsu nawet nie wspominając. Westchnął dość ciężko, wracając ciut rozkojarzonym spojrzeniem do swojego przyjaciela.
- Nobuki i Haru? Myślisz, że Haru ma jakieś szanse? - krótkie pytania rozległy się ze strony zielonowłosego. Nie dało się jednak ukryć tego, że Hibiki zdawał się szczególnie zainteresowany tą walką. Makoto nie do końca potrafił to zrozumieć, jednak pozostawało mu się zdać na opinię jego znajomego. Ponadto istniał jakiś cień szans na to, że sam Nobu pokazałby coś interesującego, co może nawet przebiłoby chwytanie prawdziwych kunai w locie. Na samą myśl o tym wydarzeniu przeszły go lekkie dreszcze, jednak mimo to podążył za swoim rówieśnikiem, aby przyjrzeć się kolejnemu starciu. Pojedynek, który z początku wydawał się stosunkowo zwyczajny, dość szybko zaczął przeradzać się w coś, co bezproblemowo mogło zakończyć się niczym jakaś krwawa jatka. Kiedy w ruch poszło tanto, a wszelki użytek broni zdawał się normalnością, nastolatek nerwowo przełknął ślinę i postąpił z krok do tyłu. Ze wszystkich możliwości, takie walki były najbardziej stresujące i siłą rzeczy najbardziej niebezpieczne. Jakby na to nie spojrzeć, to starczyłby ledwie jeden zły ruch i skutki mogłyby okazać się znacznie gorsze, aniżeli normalnie. Na domiar złego całe to starcie przybierało na intensywności, a bronie - nawet te, które niekoniecznie powinny latać - były ciskane, czy odtrącane samopas. To nie do końca ta, że sam Makoto obawiałby się zbłąkanego ostrza. To nie tyle, że bał się kontaktu z tego typu bronią, bo miał pełną świadomość, że dla ninja jest to chleb powszedni. Mimo wszystko, wolałby tego uniknąć. Sam obraz, czy wyobrażenie możliwych skutków sprawiały, że czuł się nieswojo, czego punktem kulminacyjnym mógł być moment, w którym dziewczyna przyjęła na swoją technikę podmiany całą masę kunai, zmieniając się tym samym w jakąś ludzką poduszkę na szpilki i inne takie. Więcej nie było mu potrzebne i wszelkie chęci, czy samodzielne próby zmotywowania się do dalszego oglądania prysnęły niczym bańka mydlana. Wszelki kolor zdawał się zniknąć z jego twarzy, a on sam przymknął powieki i przeniósł się nieco za Hibikiego, jakby ten miał stanowić swego rodzaju ochronę przed tym, co właśnie się działo. Chwycił też fragment jego koszulki, jakby to miało pomóc jakkolwiek w tej sytuacji. Nie liczył się już fakt, że dziewczyna wyszła bez szwanku. Jej niespodziewane zdolności manipulacji ognistą chakrą także zeszły na dalsze tory. Zupełnie tak, jak ostateczne zwycięstwo Haru, która zaraz potem zemdlała. Wszystko to w tym momencie zdawało się nieco odległe, a sam Makoto starał się ledwie uspokoić jakoś swój oddech, czy potencjalne nerwy. Na swój sposób stał jak kołek, nie mając pewności, czy w ogóle w tej chwili dałby radę się jakoś ruszyć. Gdy jednak potencjalne zamieszanie by nieco ucichło, a wszelkie wstępne problemy by odeszły na bok, wydusiłby z siebie tylko ciche: - ...k-koniec?
Powrót do góry Go down
https://soltitude.forumpolish.com
Sponsored content




Alegoria Przygody Empty
PisanieTemat: Re: Alegoria Przygody   Alegoria Przygody Empty

Powrót do góry Go down
 

Alegoria Przygody

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Alegoria Lasu
» Alegoria Demona
» Alegoria Katuszy
» Alegoria Posłuszeństwa?
» Alegoria Bólu - czyli podstawowe informacje

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Fabularne :: Naruto-